Wpisy archiwalne w kategorii

Przejażdżki

Dystans całkowity:3334.00 km (w terenie 955.00 km; 28.64%)
Czas w ruchu:147:03
Średnia prędkość:20.32 km/h
Maksymalna prędkość:70.00 km/h
Suma podjazdów:4368 m
Maks. tętno maksymalne:215 (107 %)
Maks. tętno średnie:150 (75 %)
Suma kalorii:17684 kcal
Liczba aktywności:103
Średnio na aktywność:32.37 km i 1h 38m
Więcej statystyk

Sikornickie boom

Niedziela, 23 maja 2010 · Komentarze(0)
Miałem jechać na Pyrzowice, miałem jechać na Toszek - cel bliżej nieustalony. Jednak Ania przekonała (ach ale to było trudne... :P) aby jechać do Niej do Gliwic, potem może do Chudowa bo ekipa masowa postanowiła zrobić ognisko. Niedługo potem kolejny telefon, ognisko jednak na Sikorniku. Pojechałem więc na Gliwice spotkać się z Anią.
Hah. To zaskoczenie gdy średnia spokojnie osiąga wartość 32km/h :). I to mimo syndromu dnia pojuwenaliowego w mięśniach.

Dojeżdżając do Sikornika, jadąc z impetem na skrzyżowanie, na zielonym, obserwuję skręcających z naprzeciwka. Jeden, drugi, trzeci staje i patrzy na mnie. Jadę więc dalej. Ale on postanowił się rozmyślić, sądząc chyba iż prędkość 55km/h to prędkość bardzo mała. Wrył się prosto przede mnie i zahamował. Ja także, mega poślizg i z impetem przypierniczam w jego prawy bok, łamiąc lusterko boczne rogiem. Ułamek sekundy później sklinając, butuję mu drzwi a mój puls osiąga astronomiczne wartości powodując trzęsawicę całego ciała przez następny kwadrans ;o. Cudem tylko nie miałem próby zdobycia licencji pilota lecąc daleko do przodu. Ładne BMW coupe serii 6, myślę że takie lusterko jest "dość" drogie, może się ciulu czegoś zatem nauczyłeś oO

Spotkanie z Anią, uspokojenie pulsu, sprawdzenie czy rower cały i skierowanie się do sklepu. Potem jeszcze trochę Jej testów kolana, później slicki vs. błoto i nax vs. komary. A później mogło być już tylko coraz przyjemniej. Kolejny z najprzyjemniejszych dni tego roku.
Powrót do domu o północy, odprowadzając wszystkich po kolei. Na Sośnicę z Rychem, później "pełna piz" do domu i rzyganie płucami ;).

Happy.

Gliwice biznesowo

Sobota, 22 maja 2010 · Komentarze(2)
Michał miał w Gliwicach odbiór kolejnych zakupów do długo oczekiwanej Meridy, klamkomanetki DC Deore - świetne! :) I jakie tanie!

Tak więc spotkanie na Placu Teatralnym, spóźnieni Oni, spóźniony ja. Zostawiłem szoskę przed Platanem i pognałem do środka w poszukiwaniu licznika. Zakupiony, zamontowany. Nawet termometr ma! :P
Potem kierunek Gliwice Centrum - Bike Atelier. Znów rozsądnym tempem, jaka miła odmiana :). Wreszcie jak dawniej. Zobaczyć 30 na blacie - bezcenne. Zobaczyć 35 na blacie - bezcenniejsze. Zobaczyć 50 na blacie - najbezcenniejsze.

W Gliwicach masakra po torach, dziurach i kocich łepkach i wreszcie zjazd na Dolne Wały. Michał bulił a ja czekałem żeby dokupić czarne dystanse, pomierzone, zakupione. Podnieciliśmy się szybko klamkomanetkami i kierunek sklep a potem do Ani na chwilę :). Postałem w kolejce, pośmialiśmy się z XTR-ów i zaczęliśmy myśleć co dalej.

Braciki chciały zobaczyć zalaną Politechnikę i okolice, pojechalimy bylimy. Ja dostawałem po dupie, Marcin chciał się zabić, a Michał kichał...? :P
Polibuda już przestaje nurkować, ale przejazdu przez większość terenu wciąż nie ma. Stadion wciąż pod wodą...

Kierunek Zabrze tą samą trasą. A na samej już Wolności prawie rozwaliłem koło na mega wyrwie, w której gdzieś podobno była szyna tramwajowa oO. Porażka. Jak ludzie z karbonowym sprzętem jeżdżą po polskich drogach???
W centrum rozstałem się z braćmi i skierowałem na Kato. Jednak Mycha dzwoniła, sklep do 13 a ja spóźniony, więc zawróciłem zostawiając pedały koledze z mbike'a ;).

Kierunek? Do domu wracać głupio więc pojechałem do braci sprawdzić czy koło trzyma powietrze, bo miałem schiza. No i może adapter znaleźli? Podjazdy na stojąco z mega prędkościami. Mrr. Ale już jakoś zmęczony, w końcu w nocy zero snu :/. Posiedziane, pogadane, pooglądane, poklikane, (klamkomanetki <3 :D), poumawiane na Juwenalia i pojechane do domu. Znów stojaczkowo. A z górki Mikulczyckiej - masakra :D.

Szosa mrr. Full też :)


Przed Platanem, czeka na licznik. Meridki obok siebie tak słodko wyglądają =)


Jechać, czy pływać? Gliwickie stadionowo-basenowe dylematy. A tak serio to wygląda ten bajk jak cyclocross :D


Epic =P


Michał robi, Marcin stoi, Michał stoi


Terenówką to mooożna


Politechnika

Hałdy

Sobota, 15 maja 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Przejażdżki
Szybko i fajnie na hałdy :). Spotkanie na Sośnicy z Anią i w las. Tylko omijając to zasrane jezioro : D. Ledwo zdążyły mi ciuchy wyschnąć... Na hałdach chillout, niewiele jazdy ;).
Potem nad jeziorko, potem hałda, potem podjazd (i niszczenie szprych rozregulowaną przerzutką ;)), zjazd(y). Ach.
I Słońce było ;)

PS. I kapeć na Explorerze oczywiście też =P. Dwie dziury ;o. Ale nawet dało sie jechać. Opona definitywnie do wymiany, cała już podziurawiona...


Głupio wygląda bez tego koła =p


Towarzyszka


Zielononóżka


Fullówka =p


Tak, tu znów bałem się o swoją nerkę =P

Igry #2

Piątek, 14 maja 2010 · Komentarze(1)
IGRY dzień drugi. To w ogóle jest dziwny rok, dziwne Igry, Juwenalia też dziwne pewnie będą. Krótkie a emocjonujące, jakoś tak nie ma tego szału wokół nich. Ale pozytywne strasznie :). Jedne z lepszych.
A drugi dzień tym bardziej - na Igry postanowiłem jechać bajkiem, wpierw jednak kręcenie z Anią. Jakieś dziwne hałdy i kojące widokowo polany, o których tyle się naczytałem i nawyobrażałem, że zamiast sam się napawać, patrzyłem jak napawa się ktoś, kto je "znalazł" ;).

Błotka trochę, nawet sporo. W sumie tak, sporo =P. Zmęczony byłem jakoś, w sumie poprzedniego dnia alkohol, więc nic dziwnego. Ale w ogóle! Umówiliśmy się na Kraku i z racji znów spóźnionego wyjścia, znów poprawiłem średnią na Krakowski na fullu :D. A potem umarłem ;).
Ale po kolei. Powrót na Sikornik dziwnymi trasami, znów bałem się o moją nerkę =P. Na Sikorniku obserwowaliśmy zalety bezprzewodowych liczników :>. Aniowy odmierzał nawet 100km/h, wówczas gdy Ona kupowała sobie piwo :P. Ja woziłem w plecaku z Zabrza. Nigdy w życiu wirelessa!

Na polach ekipa z poprzedniego dnia, rozrośnięta :). Mnóstwo śmiechu, Żuberki, tańce, grzanie siebie nawzajem. Nie ma co opowiadać bo jak to Igry :). Zwinęliśmy się po wypiciu, Ania odprowadzona na Sikornik a ja pognałem do Zabrza terenem. Oczywiście czasy powodziowe, więc na Sośnicy nagle przywitało mnie jezioro w środku lasu... Wjechałem, a co oO. A potem musiałem z siodełka wstawać żeby telefonu nie zamoczyć, bo woda była już pod siodełkiem... Cały Mokry, Merida po totalnej kąpieli. O jeb. Nawet nie wiem jak przez to przejechałem...

Śmiechu było sporo, choć zagłuszała go muzyka ;). Potem strzała do domu (choć z moimi błotnymi odgłosami to raczej innego słowa powinienem użyć) bo przede mną była jak się okazało długa i przyjemna noc ;)

A zdjęcia po powrocie przez las: na Picasie

Powitania na lotnisku :)


Błotna Merida


EKIPA! :)


Wspólne grzanie zmarzłych ludziów


Od góry


Od dołu ;)


Bo było zimno, dlatego jak stwierdziłem tak zrobiłem: trzeba się ROZEBRAĆ! Wtedy od razu jest cieplej ;). Poza tym chwalimy się nową koszulką ;)


A braciki podążyły moim przykładem, i miałem rację? :D


Czołówkowy joł


SUIT UP!

Masa Krytyczna Gliwice

Piątek, 7 maja 2010 · Komentarze(6)
Najpierw oczekiwanie Cuska w domu. Był wcześniej więc nawet nie zdążyłem wyprasować stroju specjalnego :P. Ubrałem się i pojechaliśmy na Mikulczyce odebrać Jego allegrowe zakupy. W drodze powrotnej do bracików, zahaczyć Marcina. Jeszcze jedli więc trochę odetchnęliśmy, wody się napiliśmy, młodego nauczyliśmy zmniejszać zdjęcia =P. Michał został sam bo czekał na Sandrę i Maćka, miał jechać z Nimi trochę później. My pognaliśmy do mnie przebrać się.
Szybkie przebranie się, prasowanie, przystrajanie rowerów maskotkami i byliśmy gotowi do drogi =P. Operacja winda, operacja pompowanie i dowiedzieliśmy się, że Michał jedzie jednak sam, więc postanowiliśmy na Niego poczekać. Myśleliśmy, że kolumna wschód już pojechała, ale pojawiła się po chwili. Więc czekaliśmy razem. Przyjechał Michał, dostał rozkaz przebrania się ;). I ruszyli na Gliwice niezłą kolumną, wolnym tempem, całym pasem =P.

W Gliwicach elegantiś wjeżdżają do centrum i robią furorę =P. Na Placu Krakowskim jakieś przygotowania do imprezy, dźwięk ogłuszający. Wpadamy do peletonu i witamy się z wszystkimi. Duuużo czasu minęło zanim się zebraliśmy. Było losowanie kasku (oczywiście przypadkiem wygrała go Ania... =P), zbieranie pieniędzy dla dzieciaków z Domu Dziecka, skarbonka masowa (której nie widziałem =P) itd. Wyjechali. Przejazd sympatyczny, muzyczka była, zabezpieczania trochę mniej bo dziś się poprzebieraliśmy. Jednak po chwili inni odnaleźli się w tej roli :). Po Masie trochę rozmów, planowanie jutra. Więcej gadania w sumie w trakcie, niż po ;). Jakoś się rozjechaliśmy, zresztą jutro się widzimy więc jest to do wybaczenia :P.

Over & out. Fotki na Picasie.


Prasowanie na szybko


Grupówa :P


Z tygryskiem =P


W drodze do Gliwic


Ci piękni i bogaci (aczkolwiek jeśli ktoś chętny nas wesprzeć - nie widzimy przeszkód :P)


Pod Domem Dziecka w Gliwicach, przekazywanie pieniędzy


Wyjazd z Placu Krakowskiego


Miśki jadą =P


Mini grupówka pod DD

Hałda, licznik, pole, dom

Środa, 28 kwietnia 2010 · Komentarze(4)
W poczuciu pustki postanowiłem dziś pojechać na dawno nie odwiedzaną hałdę na Biskupicach, w pustce szczęśliwie przeszkodzić postanowili bracia, potem także Marek.

Najpierw z kapciem z przodu na kompresor - lenistwo po zmianie opony nie pozwoliło napompować w domu. Spotkanie z bracikami i wspólnie przez Zaborze Północ na hałdy. Tam sesja zdjęciowa, zdzwonienie z Markiem, podziwianie gaszenia hałdy, wertepów, oczywiście gleba Marcina, szybko zjazd ulicą kurzową na Biskupicką i do Marka. Bawienie się i szpanowanie licznikiem, potem na pole, posiedzone i kierunek centrum i dom. I tyle.


Trochę to gejowsko wygląda, serio


To już trochę mniej, podziwianie zachodu słońca


Trzy lole przy zachodzie

Samotnie i niesamotnie

Wtorek, 20 kwietnia 2010 · Komentarze(2)
Kategoria Przejażdżki
W domu jakoś dziś nie mogłem znaleźć sobie miejsca, niczego co miałem robić w końcu zatem nie robiłem, wziąłem rower i wyszedłem :). Bez konkretnego planu pojechałem przez parki w centrum, dużymi objazdami przez osiedle Kopernika na Mikule. Tam już terenem, przez łąki, pola, różneśmiecileżącenaziemi, gdzie ścigałem się z sarnami. Następnie udałem się w kierunku lasku na Maciejowie. Tam rundki i ściganie się z cieniem, trochę filmów, z których może coś powstanie.

Powrót przez M1, osiedle Nad Kanałem. Tam zadzwonili bracia - chcą iść na bajka. Więc przez park Poległych Bohaterów udałem się w okolice Multikina. Poczekałem dłuższą chwilę i już razem pojechaliśmy przez Mikulczyce na Osiedle Młodego Górnika. Chwila odpoczynku nad jeziorem i powrót podobną trasą. W centrum braciki wyposażyły się w cieplejsze ubrania a mnie w butelkę i pojechaliśmy uczcić dystans w plenerek :). W plenerku czekały na nas magiczne Żuberki datowane na 10.10.10, czym byliśmy zauroczeni :). A zwłaszcza ich smakiem. W plenerze spotkaliśmy znajomych, do Rogaczy dołączyły zatem Redds i Tyskie.

Potem pokręcone jeszcze w okolicy Platana i Huty, badając co tam robią. Potem pokręcone jeszcze raz, bo zgubiłem tylną lampkę :P. Na szczęście jest już ze mną. Generalni dziś jakoś dużo zwierzyny. To dwie sarny zaraz obok M1, do prawie przejechany zając, to mnóstwo kotów na Maciejowie, to znów ogromne psy, łabędzie i na sam koniec - Marcinowy kleszcz :P.

Generalnie łańcuch trochę mniej strzela ale wciąż sporo, jednak już o niebo lepiej się jeździ, co pozwoliło dziś przekraczać na fullu nawet magiczne 30km/h :P. Średnia także wychodziła bardzo fajnie, mimo licznych terenów. Pozycja może idealna nie jest, ale odzyskałem trochę wiary w ten rower :). I w siebie =P


edit: zrobiłem film taki testowy, żeby sprawdzić Pinnacle Studio. Ale niezbyt zdało egzamin.


Błotne trasy w Maciejowie. Jednak wiosna w lasach nie śpieszy się za bardzo :)


Le ryj z dziwnym emotem :]


Marcinowy kleszcz (którego Ewcia mówi, że nie lubi =P pzdr)

Cel - ognisko

Niedziela, 18 kwietnia 2010 · Komentarze(3)
Umówieni uprzednio na wyjazd i potem ognisko kiełbaskowe, wyruszyli z domu. W zasadzie to Michał wyruszył, na nas nie czekał :P. Wyzbierałem i pojechałem do lasu na umówione spotkanie, gdzie dołączyć miał też drugi bracik. Stety lub niestety, obrałem trasę trochę inną niż dnia poprzedniego, czego rezultatem było wpadnięcie w mega błoto na trasie budowy autostrady A1 =P. Błoto szare, błoto żółte, błoto białe, cement - było wszystko :P. Na szczęście zanim dojechałem do Bravo, rower już trochę się oczyścił. Ale i tak straciłem tam wszystkie siły =P. A z domu wychodziłem całkiem rześki.

Potem były hałdy w lesie, kilka zjazdów, kilka filmików i spotkanie klimka - znajomego z Masy. Razem przez lasy pojechaliśmy w kierunku szybu Maciej po wodę. Jednak po drodze bracik na Dajmondzie musiał złapać laćka =P. Wymiana, dalsza podróż. Potem do bracików po prowiant i na Biski zrobić ognisko. Żuberki, kiełbaski, mega regeneracja. Po dłuższym czasie jazda do centrum. Gdy odkryliśmy jak jest ciepło, postanowiliśmy wypić jeszcze jednego Rogacza. Wybór padł na tereny przy dworcu PKP, gdzie po pewnym czasie jakoś nas naszło i rozpaliliśmy sobie nastepne mini ognisko =P

Generalnie EPIC TRIP, od dziś ognisko obowiązkowym elementem każdego dnia =P. Tylko co z tym napędem zrobić... Skacze NIESAMOWICIE przy naciśnięciu na pedały :/. A przecież łańcuch i kaseta nowe.

Wszystkie foty tutaj





Drugie błotko

Sobota, 17 kwietnia 2010 · Komentarze(0)
Wczesnym popołudniem Michał z Michałem postanowili iść na rower, wcześniej jednak postanowiliśmy spróbować uzbroić w rower drugiego brata :P. Misja się powiodła więc chwilę później byliśmy u bracików w mieszkaniu montując Meridę.
Trójka wyjechała, nie zjadłwszy generalnie śniadania, i pognała (no przynajmniej XC pognały, AM próbowała się turlać za Nimi =P) "nie wiemy gdzie", krążąc głównie po lasach, hopkach, hałdach, błotach i mrówkach :P.

Kilkadziesiąt km dalej dołączyła Ania i wspólnie udaliśmy się odpocząć przy piwku na Kopernik. Stamtąd real w celu przygotowania się na jutro, i rozjechaliśmy się do domów.

Trzech zdobywców hałdy :P © nax

Lekki czy nie lekki? =P © nax

Pod autostradą A1 © nax

Żubrzyk w plenerze © nax

Pierwsze błotko

Wtorek, 13 kwietnia 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Przejażdżki
Cel na dziś to wyjście z Highrollerem w teren, ale już tak żeby trafić w ten teren :P. Ciągle czuję nogi po bieganiu więc rozkulać tą krowę do jakiejś rozsądnej prędkości było jeszcze trudniej :P. No i blat nie chciał coś wskakiwać, do regulacji.

Trochę wjazdów (bo jak tu zjechać skoro wpierw trzeba wjechać), potem zjazdy, omijanie hopów made by szaleni freeriderzy :P. Mniejsze starałem się łykać. Czego rezultatem był jeden słodki lot i jeszcze słodsze lądowanie w rowie z błotem :P. Ledwo człowiek opanował zjazdy i loty jednym rowerem, to się teraz musi uczyć następnego =P.

W rezultacie z bolącą prawą stroną ciała pokulałem się już mniejszymi terenami w kierunku centrum i w kierunku domu, miało być jeszcze drugie miejsce, ale zaczynało lać.

Inne wnioski? Chyba już wiem, po co ludziom napinacz =P. I nigdy więcej nie powiem, że zawodnicy downhillu nie potrzebują kondycji =). I BĘDĘ skręcał skok amora na podjazdach! ..dobrze, że rura tak nisko (albo jajka tak wysoko =P).


Pierwsze błoto Meridy =P © nax

Pierwsze błoto Meridy =P © nax