Dziwny to był dzień, miałem rano robić objazd kilku miejsc ale padłem po pracy i nie nastawiłem budzika, obudzony późno weryfikowałem plany z rozkładem zajęć moich Profesorów :P. Katowice odpadły. Później próba umawiania się z bracikami, wreszcie pojechałem sam do Gli do Kiry, zawiozłem lampki ale koszulki w BA dla mnie nie mieli.. : <. Kupiłem wreszcie dętkę bo jeżdżę bez zapasu, przy okazji Maxxisową wersje wylightowaną. Pierwszy raz w życiu zważyłem także XC i nieco się zdziwiłem ;). Mimo lekkich kół, opon, braku tarcz czy lżejszego o sporo gram widelca, wciąż wynik dość wysoki :P. Ale co tu się dziwić skoro każdy komponent to standard X-Mission/Merida ;). Grunt, że koła lekkie :P. A dalej to trzeba dać niebieskookiej czas ;)
Powrót do Zabrza bo padł pomysł Red Rocka, ale po drodze deszcz więc braciki rezygnują, ja rzucam natomiast hasło i tak oto jeden Poczciwy Obywatel i Dwóch Wyjętych Spod Prawa udało się na zabrzańską Hutę ;).
I tak teraz zobaczyłem wartość z pulsometru.. Wiem że nie ma kiedy jeździć i jest masakra, ale to tętno troche mnie szokło :P. Podejrzewam, że był to pościg w deszczu za autobusem nr 6 =P
Przymiarki ;)
Prawie jak mój niegdysiejszy filmik mający rozwiązać problemy z kolanem ;). I rozwiązał :)
Serafin zakupił nową brykałkę, niestety Giant i niestety w pewnym znanym nam kurwidołku zabrzańskim =P Ale pomijamy to i cieszymy się z nowego połykacza kylosów :P
Chory, z gorączką, ale wracając z Kato marzyłem o rowerze, na zaczepkę Kuby dałem się przekonać szybciej niż dziecko przekonuje się do oczojebnego lizaka :P. Dodatkowo w towarzystwie Rycha wylądowaliśmy na hałdzie ogniskowej [(c) braciki & nax] gdzie rozpoczął się festiwal ognia. A po powrocie do domu łóżko, herba, ból kości i gorączka. Tak oto spod kołdry pozdrawiam ja =P
W celach romantycznych do Gliwic =P. Chciałem też zajrzeć do Kiry do pracy, ale gdy zobaczyłem, że wszystko pływa w wodzie i błocie, nie chciałem Im w sklepie syfu robić. A jednak, kolejna szprycha w źle złożonym przez najgorszy sklep rowerowy na Śląsku kole puściła. Podjechałem więc do Świątyni Meridy na serwisik. Przy okazji spostrzegłem niebieskie spodenki Meridy!!! :D XC już nie może się doczekać. Teraz tylko polować na koszulkę... W całej Europie wszystko dostępne od ręki, a u nas masakra : <
Błota w cholerę, wody od groma, śniegu też było trochę. I nawet grad się trafił. Po powrocie odmrożenie dłoni i stóp :P. Ale rower chciałem umyć i umyłem ;). A mycie po powrocie butów ukazało mi, iż w tym sezonie chyba będzie trzeba zmienić moje biedne SPD-ki :/.
A z innych spraw rowerowych to chyba wybrałem już miejsce na rowerowy weekend majowy ;>. Ja, krówka fullówka, noclegi pod chmurką i Niżne Tatry na Słowacji! =D
Towarzysząc bracikom w drodze do M1, potem cel na dziś czyli Bytom i odbiór laptoka :). Trasa z połową bracików, po powrocie druga połowa dała się przekonać do skrócenia kiery, wreszcie ;). I nawet mostek odwrócił :P. Normalnie inny rower.
Jako że w niedzielę zostawiłem okulary na hałdzie, w przybytku dnia wolnego skierować się chciałem aby je odzyskać :P. Braciki towarzyszyły i po krótkim objeździe DTŚ-ki skierowaliśmy się na Paniówki. Odpoczynek na hałdzie i powrót. Pierwszy wyjazd tego roku w krótkich spodenkach ;)
DTŚ :)
Zjazd z DTŚ :p
Uszkodzony (wciąż) most po powodzi
Misja zakończona sukcesem. Okulary odzyskane ;) w końcu hamerykańskie :P szkoooda by było
Laptop mi umarł już absolutnie i moje możliwości zostały wyczerpane, a do piekarnika nie chciałem wsadzać ;) Do Bytomia oddać do serwisu za ciężkie pieniądze :/. W drodze powrotnej nagle przeraźliwy dźwięk tylnego hebla... Zgubiłem śrubę z adaptera :P. Nie pytam jak to jest możliwe
Udało się sklecić jakąś ekipkę jednak zamiast jazdy postanowiono zrobić ognisko, trochę niestety bo chciałem pokręcić. A tak to taki przejazd tempem rodzinnym ;P. Ale miejscówka na ognisko genialna.
Zjazd, krossy się cieszyły :P. Ja na XC też zresztą czułem się dziwnie
Tak to jest jak sie usiłuje planować z innymi wyjazd, traci się pół dnia :]. Popołudniu dopiero wyjazd, niechętnie bo samemu i w głowie świadomość, że znów dzień ucieknie.
Trase zrobiłem na szybko, na jakąś stówkę. Stówki nie było bo za Knurowem zawróciłem :P. To co dziś wiatr wyprawiał było niesamowite. Cały czas w jednym kierunku, napieprzał jak oszalały. 4 razy stawałem bo myślałem że mi coś w rowerze nie działa i mnie spowalnia =P. 30 na godzinę a szumiało mi jakbym miał górski zjazd ponad 70. Jezu :P. Do 25-30, powrót 35-45. Masakra :P. Na sk8 do bracików i dom.
Meridek
Dla każdego coś dobrego :p Jeszcze mojego soku jabcokowego zabrakło
Czekanie na Chemika i bryk z Jego usprawnioną kobietą na krótki teren :). Wcześniej oczekiwanie Go z Gosią i bracikami na plenerze wiosennym. I trochę wspinaczki nawet :P
Jazda po hałdach Sośnicy, dostrzegliśmy w oddali Kubę, więc został przywołany ;). Powrót przez Makoszowy.