Umówiony z ekipą na wyjazd, jednak wyjście póóźniej bo szukałem lamp i licznika, okazało się, że padły ofiarą kotów :P. Wygrzebałem spod fotela i wygrzebałem się sam się z domu, 40 minut po wyjeździe reszty :P. W sumie mi to pasowało, bo jak usłyszałem, o której chcą jechać to się przeraziłem =P
Droga minęła średnio dlatego dorwałem Ich dopiero w Katowicach. Przejazd spoko, nawet sporo osób jak na Kato i styczeń - 33 duszyczki podobno. Artura też wliczono, choć uciekł bardzo szybko ;). Aniomycha przyszła najpierw świecąc nóżkami, potem już "po normalnemu" - w obcisłej lajkrze =P. I naczekaliśmy się na Nią odmrażając sobie co poniektóre członki. Z ciekawszych wydarzeń to sporo osób z Gliwic/Zabrza zaliczyło swoją pierwszą KMK. A ja zaliczyłem nową laskę Chemika =P. Piszczy skubana ale jest ugięta =P.
Powrót już spokoooojniej, z wszystkimi. Po drodze Mac. Tętna bez przejazdu.
Na siatkówkę, tym razem mogłem pyknąć rowerem :) Zahaczenie Gosiów, Bracików na trochę i do domu. Zahaczając też tanksztele, bo z przodu coś kapciowato :]
I nie wiem czy nie wyprałem swoich lampek-pchełek, bo tyle szukania że :/
Do Gliwic po klocki nowe do Soczystych, z racji tego że w Zabrzu nie ma normalnych sklepów rowerowych. Potem od razu do domu bo bym się na siatę spóźnił..
Jeden planowany komplet i drugi nieplanowany ;). Tym razem damy szansę wychwalanym Accentom. Do Gliwic ciut za mocno, potem już spokojniej bo tętno coś dziś zenitu szukało. Jak pół dnia nie padało to się musiałem wybrać jak zaczęło lać... Więc zmoczyło doszczętnie. I wszystkie napotkane TIR-y/ciężarówki wymuszały mi dziś pierwszeństwo oO. Epidemia jaka... Zresztą w ogóle coś duży ruch był. Wreszcie test nowych spodni :p
Wiosna przyszła, więc z wielką chęcią przeobraziłem się w lycrowego potwora i skierowałem na uczelnię w tym oto garniturku. Miałem jeszcze rano pojeździć, ale że zasnąłem dopiero po 6 to... :P. Spóźniony wyjazd, a do tego jeszcze w miejscu wypadku obok WPKiW zatrzymuje mnie policja, mówiąc iż przez miejsce wypadku za szybko przejeżdżam. Hm.. No przynajmniej się fajnie gadało :P. Tylko, że 20 minut w plecy.
Odpoczywszy, kirunek dalej na centrum Kato, prawie z rozpędu wjechałem do tunelu oO. Pod uczelnią rower do wyrwikółka i radosny stukot bloków po korytarzu uczelni. Uwielbiam z pampersem paradować gdy wszyscy inni w koszulach etc ;).
Po uczelni na małe kółeczko, które wytyczyłem sekundy przed wyjściem bez zbędnego zastanowienia :P. A fajnie wyszło nawet. Po drodze kolejne 3 wypadki, korki po kilka kilometrów, mijane bezproblemowo. Ciepło niesamowicie, choć miało być nawet lepiej. Krótkie gacie jednak wzbogacone o nogawki, gdybym miał 3/4 to jeszcze. Ale po co odsłaniać kolana ;]. I rękawiczki bez palców - mrr. I SPD-ki z cieniutkimi skarpetami - mrr. Wreszcie bez tych zasranych warstw. Lubię zimę, uwielbiam zimę, ale jakoś w tym roku to... =P mogłaby sobie już iść.
Drogi w porządku, tylko w sumie wszystkie poboczne mokre. A z boczku błotko. Ale jedno jest nie do przeżycia... DZIURY. Niesamowite ile jest WYRW prawdziwych, KANIONÓW. Że te obręcze to przeżyły to w szoku jestem. Współczucia dla szosowców :/. Jeszcze bardzo mi się spodobały 3 kobieciny na ścieżce Rokita-Helenka, uprawiające tam nordic - miały full pro kijki, które...niosły pionowo przy ciele =P.
Do Kato beztlen, potem zmiana strefy w dół ;). Fotek brak bo aparatu nie brałem, zresztą stawać by się nie chciało. Więc domowy rzut oka na moją prostą i skuteczną nawigację =D
Wcześniejszy wyjazd na miejscówkę ogniskową w celu przytaszczenia i porąbania drewna na after po Masie. Po małym drewnobraniu z Chemikiem i Rychem udaliśmy się na Kraka, gdzie zbierali się już Masowicze.
Duszyczek przyjechało 32, objazd dość żwawym tempem skróconą trasą "pozasezonową", z muzyczką gdyż kwazik znów przyjechał do nas z Krakowa :). Po Masie dał też do podpisu kolejną makulaturę i rozjechaliśmy się, niektórzy do domów niektórzy do sklepu i na ognicho.
Po afterze zaproszeni przez Kubę na after aftera pojechaliśmy na Zabrze w towarzystwie Aniki, Krzyśka, Janka oraz przez część drogi McArona. Do domu póóóźno.
Pomarańczek soczek! =P jakieś gadki
Przed odpaleniem petard. Wciąż gadki :P
Prawie złapano mnie przybijającego półżywego żółwika z kwazikiem :P
Miało być tego trochę bo trza było pokrążyć po sklepach, ale wszystko znalazłem blisko domu a dalszą podróż przerwał kapeć z tyłu :P. Na szczęście pod domem więc zaniosłem zimówkę i dalej dokończyłem pieszo.
Trochę kiepskie rozpoczęcie nowego roku =D
EDIT Chciałem ściągać koło patrzę a tu jebitny gwóźdź wbity po całości oO