Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2010

Dystans całkowity:731.00 km (w terenie 165.00 km; 22.57%)
Czas w ruchu:36:27
Średnia prędkość:20.05 km/h
Maksymalna prędkość:62.00 km/h
Suma podjazdów:980 m
Maks. tętno maksymalne:192 (96 %)
Suma kalorii:3480 kcal
Liczba aktywności:18
Średnio na aktywność:40.61 km i 2h 01m
Więcej statystyk

Bytom? ;)

Poniedziałek, 31 maja 2010 · Komentarze(3)
Kategoria Przejażdżki
Z uwagi na niespokojną noc (pozdro komary) z domu wyruszyłem później niż chciałem. Kierunek lasy w Bytomiu. Rozpisałem sobie trasę asfaltową, żeby tam szybko dojechać i pobrykać w terenie. Ale rozpiski zapomniałem =P.
Pogubiłem się więc między Biskupicami a Mikulczycami, chcąc sobie skrócić drogę udałem się w nieznane mi pola ;).

Wpierw jednak trzeba było przepuścić loka SM42 z 14 wagonami piasku z pobliskiej kopalni, maszyniście serdecznie dziękuje za uśmiech i niesamowicie długie i donośne RP1 :). Skierowano Meridę zatem w pola, pola wciąż podmokłe, pełne także pokrzyw i gałęzi oblepionych kolcami, wszystko to idealnie wpijało się w moje ukąszenia po komarach na nogach :P. Na szczęście mokra trawa łagodziła te nieprzyjemne doznania. Dłuższy czas przez pola, wreszcie usłyszałem DK, którą chciałem przekroczyć. Wpierw czekał na mnie jednak nasyp kolejowy, który postanowiłem łyknąć. Niestety po wejściu okazało się, że po drugiej stronie nie ma ów łatwego zejścia, zatem w prawo i po torach :).

Chrzest fulla na podkładach kolejowych i kamieniach utrzymujących tory w ryzach - jechało się łatwiej niż po asfalcie!! Pewnie po części przez to jechałem linią kolejową nastepne 7 kilometrów ;). Dopiero tam natrafiłem na bramkę wjazdową do kopalni, musiałem więc zawrócić - znów po torach =P. Dotarłem do DK, miałem nadzieję na jej przekroczenie, jednak po drugiej stronie nijak nie dało się przedostać dalej... Jako że w ów miejscu nie czułem się zbyt komfortowo z uwagi na OGROMNE ilości zużytych prezerwatyw, przemieściłem swój tyłek w jedyne bezpieczne wtedy miejsce - na siodełko :P. I skierowałem się inną drogą w stronę Mikulczyc, żeby ominąć tereny i aby pewną, znaną drogą dostać się do Bytomia.

Wiele syfu później znalazłem się w centrum Mikul, udałem się na ulicę Kopalnianą, Ziemską, Frenzla i stamtąd prosto w lasy. Poszalałem trochę i okazało się, że Ania jest już w Bytomiu, więc... musiałem zawrócić =P. Tyle było jazdy w tamtejszych lasach. Następnym razem walę tam od razu asfaltem :D. Bez zwiedzania torów, miejsc rozkoszy prezerwatywowej, pokrzyw i bez ustepowania drogi lokomotywom spalinowym =P.

Przez Miechowice skierowałem się na następny postój Pani A., Plejadę. Jako, że jakiś kretyn pomiędzy nami wybudował DK88, skierowałem się przez miechowickie parki (z licznymi fajnymi hopkami, bo było miło z górki ;)) na znaną mi już trasę z Osiedla Młodego Górnika na Plejadę, tylko i wyłącznie terenem. Zanim jednak trafiłem na tą trasę, zdążyłem się uwalić jeszcze bardziej :P. A potem poprawiłem bo traska oczywiście w stanie ultra błotnym. Następnie kolejna przygoda z PKP i pracownikami tejże spółki ;). Na szczęście wagony ustąpił mi drogi, podobnie uczyniły dwie spalinowe Stonki, mogłem wpaść więc z impetem na parking pod CH Plejada, umorusany i w oczekiwaniu na obcasiki =P. Pasowaliśmy idealnie.

Najedzony (=P) i uśmiechnięty oraz ogłuszony wybranym przez Anię setem, skierowałem się spotkać z Nią drugi raz =P w Platanie. Więc po trochu tą samą drogą, na Młodego Górnika. Oczywiście po drodze musiałem wpaść w mega dziwne błoto i kolejny raz poprawić swą maseczkę :). W Zabrzu niedługo po samochodzie, może gdyby podkręcić tempo... ;). Znów czułem na sobie wzrok wszystkich ludzi, a dzieciom w Biskupicach dziękuję za doping =P. I znów aniowo.

Dzień zakończył się na piwie z Markiem, gdy tylko wróciłem do domu i umyłem się ze śląskiego radioaktywnego błota, musiałem wychodzić ;). Potem umarłem.
Reasumując - rower ponownie do generalnego czyszczenia, moje ubranie jak najbardziej też :P. Ale czułem się jak w górach, mrr...


Dzień sponsorowała literka "A" i cyferka "33"


Merida railway =P. Rozstaw kół idealny. Ach, jak mi się ten rower ostatnio podoba =P


Myślałem nawet, żeby się weń zatrzymać! Odstraszyła cena noclegu =P


Morze prezerwatyw :P


Błotko? :)


Błotko :D


Błotko :/

Silesia Cup

Niedziela, 30 maja 2010 · Komentarze(2)
Miała być wizytacja "Rowerem bezpiecznie do celu", ale nikt się tam w końcu chyba nie wybierał, więc Mycha z łatwością przekonała mnie do wizyty na Silesia Cup =P.

Po krótkiej nocy ledwo ruszyłem się z łóżka, umyłem ryj i wsiadłem na rower. Do Katowic jechało się sennie i spokojnie, po drodze mały batonik na śniadanie. W WPKiW trochę po 10. Tam Mycha i Raptor z tatą. Poczekaliśmy aż przyjedzie Giga, trochę fotek i tyle - pojechaliśmy do WORD-a, gdzie kończyć miał się ten przejazd cały. Na miejscu nikogo =P. Telefon do Cuska, okazało się, że są...w WPKiW :D. Więc powtórka z rozrywki, po drodze spotkaliśmy Code'a i w trójkę pojechaliśmy na start/metę. Tam mnóstwo znajomych, zabraliśmy się za rozwieszanie bannera. Dyskusje, zwiedzanie stoisk, oglądanie ubłoconych rowerów, rowerzystów, rowerzystek, znów parę zdjęć, jazdy testowe ;). Przyjechał też klimk, który ukończył dystans Giga i dał mi się przejechać na cudownym Mbike'u :D.

Potem do domu z Cuskiem, przez Rudę, gdzie złapał mnie zarąbisty deszcz :P. Pierwszy deszcz na szosie, pierwszy mokry tak bardzo asfalt. Zakręt o 90stopni na Bielszowicach przy około 33km/h, wypięty lewy SPD dla asekuracji. Uślizg tylnego koła, po chwili dołączyło do niego koło przednie. I tak z dziesięć metrów jechałem sobie bokiem, aż wreszcie zaraz przed krawężnikiem udało mi się z tego poślizgu wyjść. Wpięcie SPD i znów deptanie ;). Pani w Matizie śmierć w oczach :P. Nie powiem, mimo tego że wystawiłem nogę to i tak się trochę zdziwiłem ;). Uratowała mnie boczna perforacja w tych oponach, gdy założę totalnego slicka z tyłu to już będzie masakra :D. Ale fajnie się tak boczkiem jechało. Tylko tylnego hampla wciąż brakuje ;).
Mimo szybkiego powrotu średnia i tak jakaś dziwna, bo w towarzystwie dziś sporo jazdy. Na szczęście kolanko ok.

Jednak cóż chciałem.
1. Nigdy więcej nie będę życzył kolarzom podczas wyścigu szosowego, aby spadł deszcz "bo będzie więcej do oglądania".
2. Nigdy więcej nie będę śmiał się ze slicków.
3. Będę wychwalał opony na mokre warunki.
4. Będę robił takie drifty częściej :D.
5. Już zawsze będę ustępował drogi kolarzom szosowym, niezależnie od tego jakim środkiem transportu będę jechał :P.

Tyle przesłania :D. Fotki z wyścigu: Picasa. Jak ja uwielbiam jeździć w deszczu na szosie!

Łabędzie

Sobota, 29 maja 2010 · Komentarze(1)
Kategoria Przejażdżki
Obudzony SMS-em, który rozkazywał się obudzić i ruszyć szybciej tyłek :P. Bo ja nieświadom próbowałem sobie odpocząć. Ale że się umówiliśmy, to trzeba było 4litery zwlec :P. Nie ukrywam, że mimo wszystko z przyjemnością ;).

Zjeść nie zdążyłem, tylko prysznic i szybkie pakowanie i rollout. Do Gliwic fullowym tempem z Vpodróżną 28km/h, idealne synchro pod Forum z Anią :). Fullowy luźny krój versus nowiutka lajkra :P.

I pojechali do monopolowego =P po wodę. Dalej tam gdzie Panienka pokieruje, po drodze stacja bo trzeba było laćka z tyłu dobić, bo się ledwo toczy :P. Kierunek Toszecka, o ile przedwczoraj była to fajna zabawa, duże prędkości itd, to dziś była to katorga :D. Zwłaszcza, że zaczęło mi się robić słabo z braku pożywienia ;). Nie samą miłością człowiek żyje, więc jeść musi :P.

Po minięciu przelotowej trasy dla czołgów bumarowych, w lasy łabędziowe mnie skierowano, aby opony mogły pokryć się błotkiem. Nie było go tak znów dużo, więcej tam piachu :). Krótki szybki bryk bo czasu mało (przez moje spanie :P), następnie legowisko leni pod brzozą na Cześkach i znów na głupią Toszecką :P. Potem jakimiś dziwnymi trasami, gdzie bałem się o moją nerkę i tak dojechaliśmy na Sikornik, gdzie Ania została wysłana z rozkazem jedzenia :P.

Ja wygrzebałem iPoda i najwolniejszym możliwym tempem skierowałem się na Zabrze, słuchając muzyki. A w domu zgon, już mi się niebiesko przed oczami robiło. nax głodny nax zły :P

Na dywanie

Piątek, 28 maja 2010 · Komentarze(0)
To był ten dzień. Trzeba było wreszcie po miesiącu umyć fulla :P. Grube warstwy błota zostały zmyte pod prysznicem. Rama wysuszona, wytarta. Podzespoły po części także umyte. Koła wypucowane, opona z tyłu zmieniona. Merida wita Continentala Mountain Kinga w wersji 2.4 :).

Trzeba więc było jechać zrujnować całą swą pracę - w teren :P. Lasy i zwykłe trasy są wciąż strasznie ubłocone, każdy strumyczek wylał, każde jezioro się powiększyło. Grząsko, kałużowo, błotnie. Wizyta na karczerze i mycie nóg, które potem znów uwaliłem :P. Chciałem się pouczyć jak się na tym bajku lata, bo pierwsze próby były bolesne ;). Ale z racji panujących warunków niebardzo wyszło. Fajnie jest odkrywać ten rower na nowo, gdy się ostatnio kilometry robiło na szosie :D. Wszystko się gnie i lata :). I te prędkości... a w zasadzie ich brak ;). I zadyszka, i szum gum.

Potem pod Platana zobaczyć nowe zakupy Ani i obgadać coś, co potem i tak zapomniałem :P. Do domu, jedzenie szybkie, szybki (choć długi bo śląskie radioaktywne błoto nie chciało zejść :P) prysznic, zbieranie wszystkiego co trzeba do plecaka i rollout do Gliwic, spóźniony strasznie : <.

Potem było cudownie.

A po cudowności powrót do rzeczywistości, po drodze zajrzałem jeszcze do Ewci na Tyskie (!!!) i Żubra (:D), w domu o 5. Ostatnie dwa-trzy kilometry zdarzyło mi się przejechać czasami śpiąc. Drugi raz w życiu spałem na rowerze, nic fajnego :P.
W domu kanapka i zgon.

Czarne stopki tanio kupię! :P. Czemu ja kupiłem białe...

Pyskowice

Czwartek, 27 maja 2010 · Komentarze(0)
Rano miałem jechać na uczelnię rowerem, ale nocny deszcz zmywający mi moje suszące się ubranie pokrzyżował plany :P. Padło więc na PKP.
Po powrocie zacząłem się umawiać z Michałem na odbiór kiery do Meridki w sklepie w Pyskowicach :). Zjedzone drugie śniadanko i zebrałem się na północ, gdzie decydować mieliśmy którędy jedziemy. Zaraz potem więc znów na południe :P.

Przez Gliwice, gdzie przez sklerozę nadrobiliśmy kilometrażu i się pogubiliśmy :P, przez Toszecką aż do Pyskowic i tamtejszego sympatycznego rynku i uliczek. Sklep całkiem nieźle wyposażony, wszędzie widziałem MountainKingi :P. A tymczasem oponka czeka na założenie, jeszcze dziś :).

Zakup dokonany, przed sklepem Michał pakuje kierę, ja focę samochód Google Maps czy innego Zumi :P. Jedno jest pewne, będziemy na wieeelu zdjęciach =D.
Powrót mniej ochoczo bo najchętniej to byśmy zostali na rynku na Rogacza :P. Dopiero na Toszeckiej fajne tempo na podjazdach. Przed zjechaniem w las mały odpoczynek, fotka time i spotykanie zdradzieckich ochlaptusów :].

Potem szosa w wersji offroad bez tylnego hebla :D. Przed Obrońców Pokoju na Chorzowską, Szyb Maciej po wodę i do bracików, zwerbować Marcina na jednego Rogacza :). I do dom.

Interwałowa Toszecka <3


Cieeeemne chmury nad Pyskowicami. Zlało je, nas na szczęście nie :P


Fotki fotki ;)


Bidon robi za statyw =P

Ruda

Środa, 26 maja 2010 · Komentarze(0)
Na Halembę w celach usługowych, powrót do Zabrza, na cmentarz, do domu.
Późno wieczorem bo uczelnia. Zmęczony, na dworze chłodno ale znów w krótkich. Nogi bolą po wczoraj, jeździć się nie chciało więc cała droga na spokojnie, poza kilkoma podjazdami. I tyle, kolano pomimo tego, że czułem w ciągu dnia, na rowerze się nie odezwało

Na pyrzowickie lotnisko

Wtorek, 25 maja 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Wyjazdy
Pomińmy dlaczego, ale na rower wyszedłem dopiero po 17. W planach wyjazd na lotnisko Pyrzowice, przez Świerklaniec żeby zajrzeć chociaż na chwilę i zrobić fotkę i komuś pokazać ;).

Tak więc po 17 ruszyłem w kierunku Mikul, po drodze na chwilę do bracików zobaczyć i pomacać nowe koła Michała :). Podkradłem też trochę wody, bo w domu pustki a do sklepu nie było za bardzo jak :).
Pod górkę Mikulczycką średnio na jeża, jeden szybki posiłek itd. Od bracików wciąż pod górkę - na Helenkę. Tam już lepiej, na raz, nie schodząc wiele poniżej 30. Potem... w sumie tam cały czas jest mniej lub więcej pod górkę =P. Bytom, Radzionków, łOrzech, Świerklaniec. Tu zjazd na park, nad jeziorko. MMS i można jechać dalej :). Niektórzy być ze mną nie mogli, więc przelot przez park w tempie 40km/h =P.

I dalej znów na DK78, potem DW913 i ląduję przed lotniskiem w Pyrzowicach. Blachosmrody stoją w korku do okienek, gdzie będą płacić niesamowite sumy za krótki parking, ja wjeżdżam bez korków i free =P. Przejazd pod wyjściem z terminali... bezcenny :D. Człowiek robi większą furorę niż limuzyna. Potem przez postój taxi, parking, aż do płotu naszego OGROMNEGO lotniska :P. Tam kilka fotek, patrzenie co przyleciało a co może odlecieć, posłuchałem Pani z głośników, że kończą ładować bydło na pokład i zacząłem szukać wyjazdu z lotniska. Powrót DW913, obok stacji Pan kosił trawę więc postanowiłem dowiedzieć się, gdzie tu można stanąć bliżej pasa startowego :). Pomógł, niecałe 3km potem byłem tuż przy bramie p.pożarowej, gdzie samochody stawać nie mogą ale rowery jak najbardziej ;>. Rozłożyłem się na trawce metr od drogi (na szczęście niezbyt ruchliwej), wziąłem się za konsumpcję kupionych na stacji snickersów i Powerade'a. Ceny jak zwykle <3. I tak mi trochę tam zeszło, fotka jedna, druga. SMS-ów trochę. Zachwyt zbliżającym się zachodem słońca. I zimnem. Niesamowicie zimno... Tak to jest jak się w krótkich wychodzi, już pod klatką było mi chłodno :P. Słońce trochę dogrzało i zobaczyłem światła pozycyjne kołującego samolotu gdy już byłem ubrany i gotów do drogi powrotnej ;).

Trochę mnie zaskoczył bo wystartował jak z procy. Ledwo zdążyłem rower położyć a on już był nade mną. Tak to jest jak dziewica spotterska się bierze za zdjęcia samolotów małpką :P. Zaraz po nim ruszył następny, tym razem film, też spóźniony! Zresztą trochę mnie nagliła temperatura :D. Ale jeszcze dwa przeleciał mi nad głową, jak na pierwszy raz jestem zachwycony :). Tak daleko i to takie małe samoloty, a ciary są :). Do takich mi trochę daleko, no ale w końcu ja na rowerze :P.

Ot i wspaniały film =P



Wziąłem się za drogę powrotną. Trzeba się było rozgrzać, więc od tej pory aż do samego Zabrza wszystkie podjazdy na stojąco :). Niesamowite.
Niestety w Świerklańcu poczułem kolano dokładnie tak, jak kiedyś :/. Zejście, masaż, rozgrzanie. Zszedłem z prędkości o prawie 10km/h, zrobiło się lepiej. Do końca już wolniej, tylko na podjazdach na maksa. Trochę mi ulżyło, że tak szybko się to skończyło. Jednak nie można szaleć :). No i siodełkiem może się pobawię, w końcu ustawione na oko.

Droga powrotna więc trochę wolniej, choć minęła dużo szybciej. Po sprawdzeniu przewyższeń okazało sie, że nie tak znowu mniej tych podjazdów w drugą stronę. Ale i tak jakoś poleciało :). W domu byłem dość szybko. Szkoda że tak późno się wybrałem, szkoda. Ale nie ma tego złego, trafiłem na najpiękniejszy zachód tego roku :).
W Zabrzu do sklepu bo w domu pustki a obiad trzeba zjeść. W domu tak.. lajtowo :). Żadnego specjalnego zmęczenia, możnaby wyjść i kręcić dalej. Tylko może w większej liczbie warstw :P.

Fotki na Picasie

W Świerklańcu


A nawet siebie też zrobiłem tym razem =P


Najdroższy parking w województwie


Samolotek


Ubłocona wciąż po niedzieli


Wiuuuch :). Udało się! :)


Ów najpiękniejszy zachód tego roku z prędkości 35km/h


Na podjeździe równie ładny

Sikornickie boom

Niedziela, 23 maja 2010 · Komentarze(0)
Miałem jechać na Pyrzowice, miałem jechać na Toszek - cel bliżej nieustalony. Jednak Ania przekonała (ach ale to było trudne... :P) aby jechać do Niej do Gliwic, potem może do Chudowa bo ekipa masowa postanowiła zrobić ognisko. Niedługo potem kolejny telefon, ognisko jednak na Sikorniku. Pojechałem więc na Gliwice spotkać się z Anią.
Hah. To zaskoczenie gdy średnia spokojnie osiąga wartość 32km/h :). I to mimo syndromu dnia pojuwenaliowego w mięśniach.

Dojeżdżając do Sikornika, jadąc z impetem na skrzyżowanie, na zielonym, obserwuję skręcających z naprzeciwka. Jeden, drugi, trzeci staje i patrzy na mnie. Jadę więc dalej. Ale on postanowił się rozmyślić, sądząc chyba iż prędkość 55km/h to prędkość bardzo mała. Wrył się prosto przede mnie i zahamował. Ja także, mega poślizg i z impetem przypierniczam w jego prawy bok, łamiąc lusterko boczne rogiem. Ułamek sekundy później sklinając, butuję mu drzwi a mój puls osiąga astronomiczne wartości powodując trzęsawicę całego ciała przez następny kwadrans ;o. Cudem tylko nie miałem próby zdobycia licencji pilota lecąc daleko do przodu. Ładne BMW coupe serii 6, myślę że takie lusterko jest "dość" drogie, może się ciulu czegoś zatem nauczyłeś oO

Spotkanie z Anią, uspokojenie pulsu, sprawdzenie czy rower cały i skierowanie się do sklepu. Potem jeszcze trochę Jej testów kolana, później slicki vs. błoto i nax vs. komary. A później mogło być już tylko coraz przyjemniej. Kolejny z najprzyjemniejszych dni tego roku.
Powrót do domu o północy, odprowadzając wszystkich po kolei. Na Sośnicę z Rychem, później "pełna piz" do domu i rzyganie płucami ;).

Happy.

Gliwice biznesowo

Sobota, 22 maja 2010 · Komentarze(2)
Michał miał w Gliwicach odbiór kolejnych zakupów do długo oczekiwanej Meridy, klamkomanetki DC Deore - świetne! :) I jakie tanie!

Tak więc spotkanie na Placu Teatralnym, spóźnieni Oni, spóźniony ja. Zostawiłem szoskę przed Platanem i pognałem do środka w poszukiwaniu licznika. Zakupiony, zamontowany. Nawet termometr ma! :P
Potem kierunek Gliwice Centrum - Bike Atelier. Znów rozsądnym tempem, jaka miła odmiana :). Wreszcie jak dawniej. Zobaczyć 30 na blacie - bezcenne. Zobaczyć 35 na blacie - bezcenniejsze. Zobaczyć 50 na blacie - najbezcenniejsze.

W Gliwicach masakra po torach, dziurach i kocich łepkach i wreszcie zjazd na Dolne Wały. Michał bulił a ja czekałem żeby dokupić czarne dystanse, pomierzone, zakupione. Podnieciliśmy się szybko klamkomanetkami i kierunek sklep a potem do Ani na chwilę :). Postałem w kolejce, pośmialiśmy się z XTR-ów i zaczęliśmy myśleć co dalej.

Braciki chciały zobaczyć zalaną Politechnikę i okolice, pojechalimy bylimy. Ja dostawałem po dupie, Marcin chciał się zabić, a Michał kichał...? :P
Polibuda już przestaje nurkować, ale przejazdu przez większość terenu wciąż nie ma. Stadion wciąż pod wodą...

Kierunek Zabrze tą samą trasą. A na samej już Wolności prawie rozwaliłem koło na mega wyrwie, w której gdzieś podobno była szyna tramwajowa oO. Porażka. Jak ludzie z karbonowym sprzętem jeżdżą po polskich drogach???
W centrum rozstałem się z braćmi i skierowałem na Kato. Jednak Mycha dzwoniła, sklep do 13 a ja spóźniony, więc zawróciłem zostawiając pedały koledze z mbike'a ;).

Kierunek? Do domu wracać głupio więc pojechałem do braci sprawdzić czy koło trzyma powietrze, bo miałem schiza. No i może adapter znaleźli? Podjazdy na stojąco z mega prędkościami. Mrr. Ale już jakoś zmęczony, w końcu w nocy zero snu :/. Posiedziane, pogadane, pooglądane, poklikane, (klamkomanetki <3 :D), poumawiane na Juwenalia i pojechane do domu. Znów stojaczkowo. A z górki Mikulczyckiej - masakra :D.

Szosa mrr. Full też :)


Przed Platanem, czeka na licznik. Meridki obok siebie tak słodko wyglądają =)


Jechać, czy pływać? Gliwickie stadionowo-basenowe dylematy. A tak serio to wygląda ten bajk jak cyclocross :D


Epic =P


Michał robi, Marcin stoi, Michał stoi


Terenówką to mooożna


Politechnika

Bytomska Masa Krytyczna

Piątek, 21 maja 2010 · Komentarze(3)
Pogoda pod psem, bo co chwilę niesamowite ulewy. Kilka minut i znów spokój =P. Ale determinacja była duża. W końcu wreszcie ankiety skończone, Meridka też gotowa, pogoda więc nie była przeszkodą. Wystarczyły mi te chwilowe przerwy w deszczu ;).

Wyjechałem wcześniej żeby sprawdzić czy w ogóle dobrze skróciłem łańcuch. Ok. Niestety stery za mocno skręcone i kierownica ledwo się rusza, ale inaczej nie potrafiłem bo miałem luzy. Zresztą po tym wyjeździe minimalny luz już złapany, a kiera wciąż ciężko chodzi. Ale nad tym przysiądę innym razem gdy będę miał kogoś do pomocy i/lub cierpliwość :).
Podjechałem zatem do bracików potowarzyszyć Im w oglądaniu Giro d'Italia :). Tam oczekiwałem przyjazdu Ani, bo mieliśmy jechać na Bytom później niż grupa z Gliwic. Była póóóźno ;). Po krótkim zachwycie nowymi Meridowymi pazurkami i jeszcze krótszym zachwytem moją szosą, ruszyliśmy z Teatralnego na Bytom przez Biski. Tempo nadawała Ania, ja się podniecałem : D. NIEBO! A Ziemia - full ;). Duża odmiana. I manetka 8 z przerzutką na 7 nawet nawet się dogadują. Tylko ten zbyt długi suport... Dzięki bikeatelier Katowice :/. Przednia przerzutka zatem niezbyt, trzeba uważać. No i zmuszony byłem założyć osłonkę. Ale i tak mam rogala do teraz :). Podjazdy na stojąco - ACH! Dziury - AUA =P

Kilometraż dzięki Ani i bikemapie, średnia pi razy oko. Brak licznika póki co.

I tak oto rozdziewiczyłem ponownie swoją pierwszą dziewczynkę :). Tęskniłem : *