Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2010

Dystans całkowity:628.50 km (w terenie 230.00 km; 36.60%)
Czas w ruchu:36:48
Średnia prędkość:17.08 km/h
Maksymalna prędkość:53.00 km/h
Liczba aktywności:20
Średnio na aktywność:31.43 km i 1h 50m
Więcej statystyk

Masa Krytyczna Katowice

Piątek, 30 kwietnia 2010 · Komentarze(1)
Miał być wczesny wyjazd do Katowic, żeby jeszcze pojeździć po WPKiW i okolicach. Ale długo się wybieraliśmy, braciki potem już w ogóle =P. Efektem czego było nawet czekanie pół godziny przed domem ;). Ale mam neopren na ramę =P.

Spokojnym tempem do Katowic, jedynie na jednej górce podciągnięte tempo. To i tak pozwoliło poczuć kolano... W Chorzowie zjazd z głównej drogi do Carrefoura i wzbogacenie plecaków o jakieś smakowe picie bo woda się znudziła a żar tego dnia lał się z nieba niczym woda na egzaminie pisemnym z filozofii. Mój osobisty wybór padł na Kapi japkowego =P. Marcin nie pamiętam co wziął, ale wybieraliśmy dłużej niż niejedna kobieta suknię ślubną :P. Michał czekał na zewnątrz i podziwiał naszą Polską Dumę czyli Polskie Kobiety :P. Zresztą my wewnątrz także. I w ogóle pragniemy podziękować Paniom za dobiór ubrań, fryzur, butów i chodzenie na aerobik =D.

Pojechali do parku na szybką rundkę i wypicie gdzieś soków. Podjazd w WPKiW na Planetarium, który wzięliśmy sobie bardzo "w stylu Lance'a" :). I kolano dalej protestowało ;). Pod Planetarium mały test zawieszenia i zjazd po schodach:




Telefon do Jacka i ruszyliśmy tyłki znad jeziorka w WPKiW, gdzie odbywały się liczne sesje foto =P. Kierunek Teatr Wyspiańskiego w Kato, gdzie powoli zbierali się Masowicze i TV Silesia z uroczą prezenterką na czele =P.

Przejazd sympatyczny, atmosfera także. Zabezpieczenie bardzo dobre, frekwencja taka sobie - 102 osoby (plus minus 2 =P). Polubiłem dziś jazdę na końcu Masy :P.
Kilka zdjęc na Picasie, link będzie na dole. Filmy także nagrywane ale czekają na montaż. Po Masie afterparty w WPKiW, po drodze wizyta w Tesco po zaopatrzenie. Afterparty pełne humoru i gejowskich i pedofilskich skojarzeń, czyli czego więcej potrzeba do szczęścia... :P. Przejazd przez Rudę Śląską żeby odprowadzić Jacka, bo zapomniał tylnej lampki. Potem już szybszym tempem do Zabrza. Prawie takim, jak kiedyś gdy jeździło się na sztywniaku i ciut lżejszych kapciach =P. Ale wniosek z tego dnia jest taki, iż gnać nie mogę bo kolano tego nie wytrzymuje. Ot co. Ale smaka sobie narobiłem.

W Zabrzu rozstanie z bracikami, Marcin się śpieszył bo gnał potem zalać mordę =P. Ja wróciłem do domu, zjadłem i powoli ustawiałem się z Michałem na nocne brykanie. A w zasadzie to On ustawiał się ze mną =P. Underground w okolicach północy, trwający 3 godziny i zakończony posiedzeniem na sk8 parku na Koperniku. Cud, miód i orzeszki, bo powietrze w nocy prawdziwie letnie. I nie padało, mimo błysków (gdy jeszcze byliśmy w Chorzowie wracając z Masy). Zaczęło popadywać gdy tylko wróciłem do domu ;>.
A noc obfitowała w parkingi i tereny przyzakładowe różnych placówek, z tego miejsca pragniemy pozdrowić panów z ochrony, którym zapewnialiśmy moment oderwania się od rutyny i możliwość zainteresowania się nami : D

Wszystkie fotki na Picasie

Duma =P


SPD-kownia i nieSPD-kownia


Powitaniom nie było końca. Tak to jest jak się dawno w Katowicach na Masie nie było ;)


Rzadko kto robi fotki tyłu kolumny : (. Zdjęcie ekipy zabrzańskiej, a jak =P


Filmowanie i kierowanie, mrr..


Grupowy closeup


Afterparty, rowerowy dywan :)


Merida w Zakopanym =P


Afterparty

Rolki, multi

Czwartek, 29 kwietnia 2010 · Komentarze(2)
Rowerem na rolki z Anią, za Palanta. Potem przyjechali bracia i korzystając z uprzejmości Marka pojechaliśmy dołączyć do Niego w kinie, na przeglądzie Irona Mana 2.

Potem afterparty za Multikinem =P. A potem afterparty afterparty znów w kinie. I powrót do domu. Bardziej spotkania ze znajomymi niż jeżdżenie na rowerze. Chociaż pod sam koniec wieczoru przjeechaliśmy się w okolice M1 i Maciejowa, ale brak dobrych lamp i wypite Żubry skierowały nas szybko do domów.

Wracając do domu przekonałem się, że chyba nie chcę mieć nigdy córki, bo w tym świecie Ona nie może być normalna oO.


Hałda, licznik, pole, dom

Środa, 28 kwietnia 2010 · Komentarze(4)
W poczuciu pustki postanowiłem dziś pojechać na dawno nie odwiedzaną hałdę na Biskupicach, w pustce szczęśliwie przeszkodzić postanowili bracia, potem także Marek.

Najpierw z kapciem z przodu na kompresor - lenistwo po zmianie opony nie pozwoliło napompować w domu. Spotkanie z bracikami i wspólnie przez Zaborze Północ na hałdy. Tam sesja zdjęciowa, zdzwonienie z Markiem, podziwianie gaszenia hałdy, wertepów, oczywiście gleba Marcina, szybko zjazd ulicą kurzową na Biskupicką i do Marka. Bawienie się i szpanowanie licznikiem, potem na pole, posiedzone i kierunek centrum i dom. I tyle.


Trochę to gejowsko wygląda, serio


To już trochę mniej, podziwianie zachodu słońca


Trzy lole przy zachodzie

Regeneracyjne ognisko

Niedziela, 25 kwietnia 2010 · Komentarze(1)
Dziś miało być bardzo spokojnie, po wczoraj. Od początku w planach ognisko jeszcze za dnia i wylegiwanie się. W domach wylegiwaliśmy się tak długo, że na dwór wypadliśmy dopiero popołudniem ;).

Trasa do bracików, stamtąd do Praktikera na chwilkę, później po świeżą i darmową wodę na Szyb Maciej i stamtąd szukanie sklepu z pieczywem i Rogaczami (oraz jabłkowym lizakiem dla mnie =D). Kierunek hałdy między Zabrzem a Sośnicą, przez parki i lasy [i tory].

Posiedzenie, pojedzenie, popicie i powrót na domy.

Foty na Picasie

Nikisz i KatoDay =P

Sobota, 24 kwietnia 2010 · Komentarze(2)
Kategoria Wyjazdy, Żubrzyk
Miał być Nikiszowiec, otwarcie ścieżki rowerowej, przejazd na Giszowiec i tam poczęstunek. Potem miała być Masa w Zagłębiu. Ale?

Po niewielkiej ilości snu (przynajmniej znów w moim wykonaniu :/) wyjechali pociągiem (nawet trafili na EN75 :)) do Katowic. Tam spotkanie pod Teatrem, okazało się że średnia wieku przewyższa 50 lat, postanowiliśmy zatem pojechać pod Galerię Szyb Wilson sami, przez teren. Dołączył do nas spotkany pod Teatrem Radek, jedyny w normalnym wieku, znany z Masy Katowickiej :).
Ruszyliśmy więc trasą, którą rok temu jechałem =P. Niestety się pogubiłem bo nie pamiętałem końca i musieliśmy jednak nadrobić asfaltem =P. Spotkanie pod Galerią i zaczęło się. Powolny, mozolny przejazd. Katorga dla dupska i uszu, gdyż zapewniony mieliśmy akompaniament "jaka to jest ta dzisiejsza młodzież". Tragedia. Klnęliśmy i modliliśmy się o bigos na końcu =P. Jednak na końcu, po prawie 2 godzinach ślimakowej jazdy, czekał żurek. Też bardzo dobrze :P. Do tego darmo woooda.

Wzięliśmy mapę i zaczęliśmy myśleć. Pomysł główny - gdzieś na dół, na Giszowiec, lasy, tam Rogacz i dalej lasy, lasy, lasy. I tak wyszło. Fajne jeziorka, fajne tereny, faaaaajne trawy, zielone bardziej niż skala RGB.
Po dłuższym czasie terenem wreszcie Kostuchna i podjazdy, Piotrowice i podjazdy. I wtedy TO! Połowiczny cel ;). LIGOTA CITY, Rogacz na Amfiteatrze i snucie dalszych planów. A dalsze plany były takie, iż jedziemy po refill i zapuszczamy się bardziej w lasy ligockie :). Po dłuższym jeżdżeniu i błądzeniu zrobiliśmy wreszcie postój na polance, tam mini ognisko, Rogacz i planowanie gdzie jedziemy dalej. Okazało sie, iż jesteśmy bardzo blisko drogi, która doprowadzi nas na Kochłowice. Padło więc na powrót rowerami do domu, przez Kochłowice właśnie, Halembe i halembskie podjazdy, Bielszowice i na centrum. W centrum wymęczeni acz szczęśliwi, zaopatrzyliśmy się w prowiant i ruszyliśmy w okolice M1 zrobić ognisko :).

Wreszcie upragnione kiełby! Był także kolejny Rogacz. Był odpoczynek i dla niektórych duże wyczerpanie, ból dupska (przejazd na Nikiszu grrr) i mega senność. Każdy miał coś dla siebie :). Po północy zaczęlismy dogaszać i się zbierać. Zimno już, więc doubierani pojechaliśmy spokojnym tempem do domów, odstawiłem bracików i pognałem z górki dalej do domu, po drodze prawie zasypiając... W domu na liczniku 105km. Jutro (niedziela) miałem jechać do Bielska, martwiłem się czy kolano, full i ja damy radę zrobić 66. A tu.. :). I to nawet z niezłą średnią (jeśli wyłączyć ten Nikisz =P).

16 godzin na rowerze, ponad 6 godzin jazdy, mnóstwo pięknych terenów, poparzeń słonecznych, bólu dupska i mięśni. Dwa ognisko, jedno ugaszanie podpalonych przez kogoś śmieci. Jedno jeziorko przemiłe. Dwie i pół gleby, z czego jedna uwieczniona, druga puszczona w niepamięć bo taka dziwna ;). I to chyba tyle, bo co bym nie napisał to tylko Ci, którzy byli to zakumają jak bardzo EPIC TRIP to był :).

A Masowiczów z Zagłębia przepraszamy, ale prędkości ślimaków i bólu tyłków mieliśmy dość, zresztą szkoda nam trochę było takiego dnia na jazdę po mieście.

Wszystkie foty na Picasie

Kaczuchy =P. A raczej Łabędziuchy


3 Stawy masta blasta


Przejazd nikiszowo-giszowcowy


ŻARŁO (i bohater drugiego planu Raptor :P)


Dachowanie, turlanie, autostrady blokowanie, ciał niszczenie...


Jeziorko


Wizje Marcina


Gleba Marcina


Igorek jest.. ZIELONY


..jebiąc grawitację


Polana sun


Zachodzący sun


Ognisko, son!

Bytomska Masa Krytyczna

Piątek, 23 kwietnia 2010 · Komentarze(5)
Kategoria Masa Krytyczna
Po nieprzespanej nocy przyszedł czas na rower. Wyjazd na Masę, na którą jeździć nie lubię bo jej trasa niesamowicie mnie nuży.. No ale pogoda bdb, a że byłem zjechany nocnymi ekscesami z zasypianiem, to tripa żadnego nie było i pozostał tylko wyjazd na Masę. Zresztą sporo fajnych ludzi miało być, więc warto się pokazać :).

Z Gliwic wyruszył peleton, w Zabrzu doń dołączyliśmy z klimkiem i w prawie 20-osobowej grupie udaliśmy się na Bytom. Tempo aż za spokojne jak na lżejsze opony fulla, ale dostosowane do wymogów innych :). Zresztą miło się tak jechało. A i tak napęd strzela więc pocisnąć za bardzo nie można...

W Bytomiu nudny przejazd, choć przez towarzystwo jeden z lepszych. Zerwany łańcuch (spinka SRAM-owska) klimka, poratowany skuwaczem. Peleton dogoniony i dalej nuda, mniejsza lub większa. Snucie planów itd.

Po Masie małe jedzonko w MacDonaldzie w Bytomiu, gdzie dławiłem się, płakałem i sikałem ze śmiechu kilka razy, za co obecnym bardzo dziękuję i nie dziękuję =P. Potem na Zabrze, tempem wolniejszym choć czasami były zrywy. W Zabrzu rozstałem się z Gliwicami i pojechałem pooglądać malowanie amora na biało :P. Potem szybki serwis łańcucha u bracików i jeden Rogacz na rozstanie. Zbiórka rano na PKP.
I w ogóle to jesteście do dupy, że nie pojechaliście =P.

Ciśniemy na stojąco =P


Głównie ekipa gliwicka

Samotnie i niesamotnie

Wtorek, 20 kwietnia 2010 · Komentarze(2)
Kategoria Przejażdżki
W domu jakoś dziś nie mogłem znaleźć sobie miejsca, niczego co miałem robić w końcu zatem nie robiłem, wziąłem rower i wyszedłem :). Bez konkretnego planu pojechałem przez parki w centrum, dużymi objazdami przez osiedle Kopernika na Mikule. Tam już terenem, przez łąki, pola, różneśmiecileżącenaziemi, gdzie ścigałem się z sarnami. Następnie udałem się w kierunku lasku na Maciejowie. Tam rundki i ściganie się z cieniem, trochę filmów, z których może coś powstanie.

Powrót przez M1, osiedle Nad Kanałem. Tam zadzwonili bracia - chcą iść na bajka. Więc przez park Poległych Bohaterów udałem się w okolice Multikina. Poczekałem dłuższą chwilę i już razem pojechaliśmy przez Mikulczyce na Osiedle Młodego Górnika. Chwila odpoczynku nad jeziorem i powrót podobną trasą. W centrum braciki wyposażyły się w cieplejsze ubrania a mnie w butelkę i pojechaliśmy uczcić dystans w plenerek :). W plenerku czekały na nas magiczne Żuberki datowane na 10.10.10, czym byliśmy zauroczeni :). A zwłaszcza ich smakiem. W plenerze spotkaliśmy znajomych, do Rogaczy dołączyły zatem Redds i Tyskie.

Potem pokręcone jeszcze w okolicy Platana i Huty, badając co tam robią. Potem pokręcone jeszcze raz, bo zgubiłem tylną lampkę :P. Na szczęście jest już ze mną. Generalni dziś jakoś dużo zwierzyny. To dwie sarny zaraz obok M1, do prawie przejechany zając, to mnóstwo kotów na Maciejowie, to znów ogromne psy, łabędzie i na sam koniec - Marcinowy kleszcz :P.

Generalnie łańcuch trochę mniej strzela ale wciąż sporo, jednak już o niebo lepiej się jeździ, co pozwoliło dziś przekraczać na fullu nawet magiczne 30km/h :P. Średnia także wychodziła bardzo fajnie, mimo licznych terenów. Pozycja może idealna nie jest, ale odzyskałem trochę wiary w ten rower :). I w siebie =P


edit: zrobiłem film taki testowy, żeby sprawdzić Pinnacle Studio. Ale niezbyt zdało egzamin.


Błotne trasy w Maciejowie. Jednak wiosna w lasach nie śpieszy się za bardzo :)


Le ryj z dziwnym emotem :]


Marcinowy kleszcz (którego Ewcia mówi, że nie lubi =P pzdr)

Mycie i testy

Poniedziałek, 19 kwietnia 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Po mieście, Nocą
Rozłożenie roweru, mycie, smarowanie, składanie. Pierwsza kąpiel fulla. Mycie okazało się baaardzo problemowe. Lakier matowy, na którym widać wszystkie ślady błota, robią się mazy itd. Pod prysznic nie mam serca włożyć bo w ramie z tuzin łożysk, których nie chce mi się rozkręcać i czyścić zbyt często. Więc tak zapobiegawczo i niedokładnie, głównie ruchome części.

Zmiana opon z grubych laćków na coś trochę bardziej się toczącego, brunoxowanie amortyzatorów, kolejne zmiany ciśnień, łańcuch, tylna przerzutka, tarcze. Odkryłem wreszcie także, która część wahacza tak brzęczy :P. Przykręciłem. Zlikwidowałem także wreszcie luz na prawym SPD. Zdjąłem też korbę, która wydaje się już być mocno do wymiany :/. Łącznie z hollowtechowym suportem.

Chwyciłem za buty i chciałem już wychodzić, gdy zobaczyłem że na bloku prawego buta mam... ślimaka :P. Żyje tam sobie od wczorajszych wycieczek, żywy =P (no teraz wziął prysznic). Pozbyłem się i pojechałem na krótką przejażdżkę po nocy, na stację, sprawdzić amory i kasetę. Biegi wciąż skaczą, jednak jest lepiej...

Cel - ognisko

Niedziela, 18 kwietnia 2010 · Komentarze(3)
Umówieni uprzednio na wyjazd i potem ognisko kiełbaskowe, wyruszyli z domu. W zasadzie to Michał wyruszył, na nas nie czekał :P. Wyzbierałem i pojechałem do lasu na umówione spotkanie, gdzie dołączyć miał też drugi bracik. Stety lub niestety, obrałem trasę trochę inną niż dnia poprzedniego, czego rezultatem było wpadnięcie w mega błoto na trasie budowy autostrady A1 =P. Błoto szare, błoto żółte, błoto białe, cement - było wszystko :P. Na szczęście zanim dojechałem do Bravo, rower już trochę się oczyścił. Ale i tak straciłem tam wszystkie siły =P. A z domu wychodziłem całkiem rześki.

Potem były hałdy w lesie, kilka zjazdów, kilka filmików i spotkanie klimka - znajomego z Masy. Razem przez lasy pojechaliśmy w kierunku szybu Maciej po wodę. Jednak po drodze bracik na Dajmondzie musiał złapać laćka =P. Wymiana, dalsza podróż. Potem do bracików po prowiant i na Biski zrobić ognisko. Żuberki, kiełbaski, mega regeneracja. Po dłuższym czasie jazda do centrum. Gdy odkryliśmy jak jest ciepło, postanowiliśmy wypić jeszcze jednego Rogacza. Wybór padł na tereny przy dworcu PKP, gdzie po pewnym czasie jakoś nas naszło i rozpaliliśmy sobie nastepne mini ognisko =P

Generalnie EPIC TRIP, od dziś ognisko obowiązkowym elementem każdego dnia =P. Tylko co z tym napędem zrobić... Skacze NIESAMOWICIE przy naciśnięciu na pedały :/. A przecież łańcuch i kaseta nowe.

Wszystkie foty tutaj