Na dywanie

Piątek, 28 maja 2010 · Komentarze(0)
To był ten dzień. Trzeba było wreszcie po miesiącu umyć fulla :P. Grube warstwy błota zostały zmyte pod prysznicem. Rama wysuszona, wytarta. Podzespoły po części także umyte. Koła wypucowane, opona z tyłu zmieniona. Merida wita Continentala Mountain Kinga w wersji 2.4 :).

Trzeba więc było jechać zrujnować całą swą pracę - w teren :P. Lasy i zwykłe trasy są wciąż strasznie ubłocone, każdy strumyczek wylał, każde jezioro się powiększyło. Grząsko, kałużowo, błotnie. Wizyta na karczerze i mycie nóg, które potem znów uwaliłem :P. Chciałem się pouczyć jak się na tym bajku lata, bo pierwsze próby były bolesne ;). Ale z racji panujących warunków niebardzo wyszło. Fajnie jest odkrywać ten rower na nowo, gdy się ostatnio kilometry robiło na szosie :D. Wszystko się gnie i lata :). I te prędkości... a w zasadzie ich brak ;). I zadyszka, i szum gum.

Potem pod Platana zobaczyć nowe zakupy Ani i obgadać coś, co potem i tak zapomniałem :P. Do domu, jedzenie szybkie, szybki (choć długi bo śląskie radioaktywne błoto nie chciało zejść :P) prysznic, zbieranie wszystkiego co trzeba do plecaka i rollout do Gliwic, spóźniony strasznie : <.

Potem było cudownie.

A po cudowności powrót do rzeczywistości, po drodze zajrzałem jeszcze do Ewci na Tyskie (!!!) i Żubra (:D), w domu o 5. Ostatnie dwa-trzy kilometry zdarzyło mi się przejechać czasami śpiąc. Drugi raz w życiu spałem na rowerze, nic fajnego :P.
W domu kanapka i zgon.

Czarne stopki tanio kupię! :P. Czemu ja kupiłem białe...

Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa aoree

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]