Nikisz i KatoDay =P
Sobota, 24 kwietnia 2010
· Komentarze(2)
Miał być Nikiszowiec, otwarcie ścieżki rowerowej, przejazd na Giszowiec i tam poczęstunek. Potem miała być Masa w Zagłębiu. Ale?
Po niewielkiej ilości snu (przynajmniej znów w moim wykonaniu :/) wyjechali pociągiem (nawet trafili na EN75 :)) do Katowic. Tam spotkanie pod Teatrem, okazało się że średnia wieku przewyższa 50 lat, postanowiliśmy zatem pojechać pod Galerię Szyb Wilson sami, przez teren. Dołączył do nas spotkany pod Teatrem Radek, jedyny w normalnym wieku, znany z Masy Katowickiej :).
Ruszyliśmy więc trasą, którą rok temu jechałem =P. Niestety się pogubiłem bo nie pamiętałem końca i musieliśmy jednak nadrobić asfaltem =P. Spotkanie pod Galerią i zaczęło się. Powolny, mozolny przejazd. Katorga dla dupska i uszu, gdyż zapewniony mieliśmy akompaniament "jaka to jest ta dzisiejsza młodzież". Tragedia. Klnęliśmy i modliliśmy się o bigos na końcu =P. Jednak na końcu, po prawie 2 godzinach ślimakowej jazdy, czekał żurek. Też bardzo dobrze :P. Do tego darmo woooda.
Wzięliśmy mapę i zaczęliśmy myśleć. Pomysł główny - gdzieś na dół, na Giszowiec, lasy, tam Rogacz i dalej lasy, lasy, lasy. I tak wyszło. Fajne jeziorka, fajne tereny, faaaaajne trawy, zielone bardziej niż skala RGB.
Po dłuższym czasie terenem wreszcie Kostuchna i podjazdy, Piotrowice i podjazdy. I wtedy TO! Połowiczny cel ;). LIGOTA CITY, Rogacz na Amfiteatrze i snucie dalszych planów. A dalsze plany były takie, iż jedziemy po refill i zapuszczamy się bardziej w lasy ligockie :). Po dłuższym jeżdżeniu i błądzeniu zrobiliśmy wreszcie postój na polance, tam mini ognisko, Rogacz i planowanie gdzie jedziemy dalej. Okazało sie, iż jesteśmy bardzo blisko drogi, która doprowadzi nas na Kochłowice. Padło więc na powrót rowerami do domu, przez Kochłowice właśnie, Halembe i halembskie podjazdy, Bielszowice i na centrum. W centrum wymęczeni acz szczęśliwi, zaopatrzyliśmy się w prowiant i ruszyliśmy w okolice M1 zrobić ognisko :).
Wreszcie upragnione kiełby! Był także kolejny Rogacz. Był odpoczynek i dla niektórych duże wyczerpanie, ból dupska (przejazd na Nikiszu grrr) i mega senność. Każdy miał coś dla siebie :). Po północy zaczęlismy dogaszać i się zbierać. Zimno już, więc doubierani pojechaliśmy spokojnym tempem do domów, odstawiłem bracików i pognałem z górki dalej do domu, po drodze prawie zasypiając... W domu na liczniku 105km. Jutro (niedziela) miałem jechać do Bielska, martwiłem się czy kolano, full i ja damy radę zrobić 66. A tu.. :). I to nawet z niezłą średnią (jeśli wyłączyć ten Nikisz =P).
16 godzin na rowerze, ponad 6 godzin jazdy, mnóstwo pięknych terenów, poparzeń słonecznych, bólu dupska i mięśni. Dwa ognisko, jedno ugaszanie podpalonych przez kogoś śmieci. Jedno jeziorko przemiłe. Dwie i pół gleby, z czego jedna uwieczniona, druga puszczona w niepamięć bo taka dziwna ;). I to chyba tyle, bo co bym nie napisał to tylko Ci, którzy byli to zakumają jak bardzo EPIC TRIP to był :).
A Masowiczów z Zagłębia przepraszamy, ale prędkości ślimaków i bólu tyłków mieliśmy dość, zresztą szkoda nam trochę było takiego dnia na jazdę po mieście.
Wszystkie foty na Picasie
Kaczuchy =P. A raczej Łabędziuchy
3 Stawy masta blasta
Przejazd nikiszowo-giszowcowy
ŻARŁO (i bohater drugiego planu Raptor :P)
Dachowanie, turlanie, autostrady blokowanie, ciał niszczenie...
Jeziorko
Wizje Marcina
Gleba Marcina
Igorek jest.. ZIELONY
..jebiąc grawitację
Polana sun
Zachodzący sun
Ognisko, son!
Po niewielkiej ilości snu (przynajmniej znów w moim wykonaniu :/) wyjechali pociągiem (nawet trafili na EN75 :)) do Katowic. Tam spotkanie pod Teatrem, okazało się że średnia wieku przewyższa 50 lat, postanowiliśmy zatem pojechać pod Galerię Szyb Wilson sami, przez teren. Dołączył do nas spotkany pod Teatrem Radek, jedyny w normalnym wieku, znany z Masy Katowickiej :).
Ruszyliśmy więc trasą, którą rok temu jechałem =P. Niestety się pogubiłem bo nie pamiętałem końca i musieliśmy jednak nadrobić asfaltem =P. Spotkanie pod Galerią i zaczęło się. Powolny, mozolny przejazd. Katorga dla dupska i uszu, gdyż zapewniony mieliśmy akompaniament "jaka to jest ta dzisiejsza młodzież". Tragedia. Klnęliśmy i modliliśmy się o bigos na końcu =P. Jednak na końcu, po prawie 2 godzinach ślimakowej jazdy, czekał żurek. Też bardzo dobrze :P. Do tego darmo woooda.
Wzięliśmy mapę i zaczęliśmy myśleć. Pomysł główny - gdzieś na dół, na Giszowiec, lasy, tam Rogacz i dalej lasy, lasy, lasy. I tak wyszło. Fajne jeziorka, fajne tereny, faaaaajne trawy, zielone bardziej niż skala RGB.
Po dłuższym czasie terenem wreszcie Kostuchna i podjazdy, Piotrowice i podjazdy. I wtedy TO! Połowiczny cel ;). LIGOTA CITY, Rogacz na Amfiteatrze i snucie dalszych planów. A dalsze plany były takie, iż jedziemy po refill i zapuszczamy się bardziej w lasy ligockie :). Po dłuższym jeżdżeniu i błądzeniu zrobiliśmy wreszcie postój na polance, tam mini ognisko, Rogacz i planowanie gdzie jedziemy dalej. Okazało sie, iż jesteśmy bardzo blisko drogi, która doprowadzi nas na Kochłowice. Padło więc na powrót rowerami do domu, przez Kochłowice właśnie, Halembe i halembskie podjazdy, Bielszowice i na centrum. W centrum wymęczeni acz szczęśliwi, zaopatrzyliśmy się w prowiant i ruszyliśmy w okolice M1 zrobić ognisko :).
Wreszcie upragnione kiełby! Był także kolejny Rogacz. Był odpoczynek i dla niektórych duże wyczerpanie, ból dupska (przejazd na Nikiszu grrr) i mega senność. Każdy miał coś dla siebie :). Po północy zaczęlismy dogaszać i się zbierać. Zimno już, więc doubierani pojechaliśmy spokojnym tempem do domów, odstawiłem bracików i pognałem z górki dalej do domu, po drodze prawie zasypiając... W domu na liczniku 105km. Jutro (niedziela) miałem jechać do Bielska, martwiłem się czy kolano, full i ja damy radę zrobić 66. A tu.. :). I to nawet z niezłą średnią (jeśli wyłączyć ten Nikisz =P).
16 godzin na rowerze, ponad 6 godzin jazdy, mnóstwo pięknych terenów, poparzeń słonecznych, bólu dupska i mięśni. Dwa ognisko, jedno ugaszanie podpalonych przez kogoś śmieci. Jedno jeziorko przemiłe. Dwie i pół gleby, z czego jedna uwieczniona, druga puszczona w niepamięć bo taka dziwna ;). I to chyba tyle, bo co bym nie napisał to tylko Ci, którzy byli to zakumają jak bardzo EPIC TRIP to był :).
A Masowiczów z Zagłębia przepraszamy, ale prędkości ślimaków i bólu tyłków mieliśmy dość, zresztą szkoda nam trochę było takiego dnia na jazdę po mieście.
Wszystkie foty na Picasie
Kaczuchy =P. A raczej Łabędziuchy
3 Stawy masta blasta
Przejazd nikiszowo-giszowcowy
ŻARŁO (i bohater drugiego planu Raptor :P)
Dachowanie, turlanie, autostrady blokowanie, ciał niszczenie...
Jeziorko
Wizje Marcina
Gleba Marcina
Igorek jest.. ZIELONY
..jebiąc grawitację
Polana sun
Zachodzący sun
Ognisko, son!