Do Mysłowic porobić za serwis. Bardzo ciepło, pod 20 stopni. Krótki rękawek, spodenki, total luz. Wyjazd z Mysłowic i zaczęło lać. Pomijając, że wieje nieprawdopodobnie. Do Katowic po części terenami. Na Ochojcu podjazd do naszej nowej filii, pooglądać. Zaraz po wyruszeniu ściana deszczu i zaczyna walić gradem, na moje nieszczęście przejazd zamknięty i nie mający końca sznur próżnych węglarek ciągniętych przez ET41.
Temperatura spadła do 7 stopni, non-stop ulewny deszcz i grad, połączony z jeszcze bardziej chłodzącym wiatrem. Ramiona odmrożone, nie było już powoli czuć kierownicy, a kierunek DK44, podkręcenie muzyki i napierdalanka :P. Bo my na deszczu, wilki jakieś.
Meridce rama się chyba uginała pod naporem bocznego wiatru, niesamowicie wiało. Na Paniówkach przelot za TIR-em skończył się driftem po zmoczonym asfalcie. Nie sądziłem, że rower może jechać w bok :P. Szacunkowi ze stron kierowców nie było tego dnia końca :)
Korzystając z tego, że ekipa wybierała się z rana na Jurę oraz z promocji PR, dzięki której rowerek można za złotówkę, zapakowałem rano sprzęta w pociąg i tak oto udałem się do Kato i z dworca do pracy rowerkiem ;). Powrót miał być także pociągiem ale gdy zorientowałem się, że do cuga mam jeszcze pół godziny... Stwierdziłem, że jadę bajkiem :P. Bo powietrze fajne. Wyszedł więc spontan, ostatni raz taki tripek w dżinsach i polarze :p. Zwłaszcza tym drugim, za ciepło tam.
Kluczenie po zadupiach, bo nie chciało się typową trasą, a i tak wyszło szybciej niż PKP czy KZK ;).
Spiknięcie z Markiem pod domem, z Aniką się nie udało :P. I dołączenie do licznej ekipy kolumny wschodniej. I tak razem do Gliwic, podnosząc średnią z ejpokiem :P
Na Kraku sporo osób, ponad 120. Ładnie, zwłaszcza, że bez reklamy. Moja pierwsza Masa z Policją. Ładnie, ładnie :). Po Masie dość długi after.
Za fotki dziękujemy Jankowi :) Bo reszta się opierdziela :P
Dziwny to był dzień, miałem rano robić objazd kilku miejsc ale padłem po pracy i nie nastawiłem budzika, obudzony późno weryfikowałem plany z rozkładem zajęć moich Profesorów :P. Katowice odpadły. Później próba umawiania się z bracikami, wreszcie pojechałem sam do Gli do Kiry, zawiozłem lampki ale koszulki w BA dla mnie nie mieli.. : <. Kupiłem wreszcie dętkę bo jeżdżę bez zapasu, przy okazji Maxxisową wersje wylightowaną. Pierwszy raz w życiu zważyłem także XC i nieco się zdziwiłem ;). Mimo lekkich kół, opon, braku tarcz czy lżejszego o sporo gram widelca, wciąż wynik dość wysoki :P. Ale co tu się dziwić skoro każdy komponent to standard X-Mission/Merida ;). Grunt, że koła lekkie :P. A dalej to trzeba dać niebieskookiej czas ;)
Powrót do Zabrza bo padł pomysł Red Rocka, ale po drodze deszcz więc braciki rezygnują, ja rzucam natomiast hasło i tak oto jeden Poczciwy Obywatel i Dwóch Wyjętych Spod Prawa udało się na zabrzańską Hutę ;).
I tak teraz zobaczyłem wartość z pulsometru.. Wiem że nie ma kiedy jeździć i jest masakra, ale to tętno troche mnie szokło :P. Podejrzewam, że był to pościg w deszczu za autobusem nr 6 =P
Przymiarki ;)
Prawie jak mój niegdysiejszy filmik mający rozwiązać problemy z kolanem ;). I rozwiązał :)
Serafin zakupił nową brykałkę, niestety Giant i niestety w pewnym znanym nam kurwidołku zabrzańskim =P Ale pomijamy to i cieszymy się z nowego połykacza kylosów :P
Chory, z gorączką, ale wracając z Kato marzyłem o rowerze, na zaczepkę Kuby dałem się przekonać szybciej niż dziecko przekonuje się do oczojebnego lizaka :P. Dodatkowo w towarzystwie Rycha wylądowaliśmy na hałdzie ogniskowej [(c) braciki & nax] gdzie rozpoczął się festiwal ognia. A po powrocie do domu łóżko, herba, ból kości i gorączka. Tak oto spod kołdry pozdrawiam ja =P
W celach romantycznych do Gliwic =P. Chciałem też zajrzeć do Kiry do pracy, ale gdy zobaczyłem, że wszystko pływa w wodzie i błocie, nie chciałem Im w sklepie syfu robić. A jednak, kolejna szprycha w źle złożonym przez najgorszy sklep rowerowy na Śląsku kole puściła. Podjechałem więc do Świątyni Meridy na serwisik. Przy okazji spostrzegłem niebieskie spodenki Meridy!!! :D XC już nie może się doczekać. Teraz tylko polować na koszulkę... W całej Europie wszystko dostępne od ręki, a u nas masakra : <
Błota w cholerę, wody od groma, śniegu też było trochę. I nawet grad się trafił. Po powrocie odmrożenie dłoni i stóp :P. Ale rower chciałem umyć i umyłem ;). A mycie po powrocie butów ukazało mi, iż w tym sezonie chyba będzie trzeba zmienić moje biedne SPD-ki :/.
A z innych spraw rowerowych to chyba wybrałem już miejsce na rowerowy weekend majowy ;>. Ja, krówka fullówka, noclegi pod chmurką i Niżne Tatry na Słowacji! =D
Towarzysząc bracikom w drodze do M1, potem cel na dziś czyli Bytom i odbiór laptoka :). Trasa z połową bracików, po powrocie druga połowa dała się przekonać do skrócenia kiery, wreszcie ;). I nawet mostek odwrócił :P. Normalnie inny rower.
Jako że w niedzielę zostawiłem okulary na hałdzie, w przybytku dnia wolnego skierować się chciałem aby je odzyskać :P. Braciki towarzyszyły i po krótkim objeździe DTŚ-ki skierowaliśmy się na Paniówki. Odpoczynek na hałdzie i powrót. Pierwszy wyjazd tego roku w krótkich spodenkach ;)
DTŚ :)
Zjazd z DTŚ :p
Uszkodzony (wciąż) most po powodzi
Misja zakończona sukcesem. Okulary odzyskane ;) w końcu hamerykańskie :P szkoooda by było