Do Katowic w poszukiwaniu butów (Shimano M161). Także Chorzów. Nigdzie nie ma, wszędzie stare modele. I dziwią się, że nie schodzą jak mają kosmiczne ceny.
W drodze powrotnej przez Rudę obiłem się od ich dziurawego asfaltu :P I przez następne dni roweru nie było ;)
Bracikom dziękuję za podawanie mi współrzędnych :P
Plan był ambitniejszy, ale czas się skurczył a samemu nie chciało mi się też jeździć na Segiet i inne Repty i bunkry. Zwiedziłem więc pierwszy raz w życiu DSD :P. Do tego liznąłem lasów w Segiecie oraz jak powiedział mi mój GPS - przypadkowo także Red Rocka :P. Zaliczyłem też jedną soczystą glebę gdy nagle skończył mi się grunt a zamiast niego pojawił się 1,5-metrowy drop :P. Zdążyłem na szybko dźwignąć koło ale poleciałem za rower, przejechałem plerami po kamieniach aż do prędkości zero, po czym z impetem przywaliłem potylicą w Matkę Ziemię :P. A raczej bym przywalił, gdybym nie miał kasku ;).
Rower złapał trochę kolorków, ja złapałem pod koniec nieco lenia, mimo iż początkowo i w trakcie było bardzo fajnie. Chyba odezwał się brak jedzenia ;). Snickersy pomagały chwilowo :P.
Potestowano wytyczanie trasy na GPS-ie, jeszcze się muszę sporo nauczyć. No i nawigować z nim także, czasami się wracałem :). Ale wygoda jest niesamowita... No i pierwszy raz udało mi się odczytać czas przejazdu :P.
Bo ulewa i burza także były. Mój chrzest na A1 ;)
Urwicho. I posiłek ;). 50,24366N 18,51100E
Widocyk
Niesamowite, że ta ulica jest tak blisko skarpy. Patrząc po tablicach informacyjnych i starej ścieżce, które leżą już gdzieś na dole :P
Padł pomysł opalania się *gdzieś* :P. Mapy w dłoń i wykreślenie pierwszej trasy, wgranie na urządzonko i w drogę ;). Centrum Gliwic, Czechowice, hałda, powrót. I wreszcie wiem gdzie jest ta hałda! :D
Super komfortowo jeździ się z GPS-em przed twarzą :). Tylko czasami trzeba się bardziej przykładać do wytyczania linii na mapie ;). Bo potem w terenie taki płot człowiekowi rośnie czy inny poligon. A na poligon już więcej nie wjeżdżam :P
Po powrocie z tripka, przepakowanie i wyjazd na ognisko. Nie zdążyłem zjeść w domu więc wziąłem cały stuff na miejsce i ugotowałem sobie spaghetti na ognisku, góry stajl :P. Niebo w gębie jak zawsze.
Po drodze sprawdziłem czy mój Garmin nie bez kozery dostał normę IPX7 ;). Przejeżdżając nad ściekiem (a.k.a. rzeczką) Czarniawką czy jakoś tak, GPS wypiął się z mega zajebiaszczej podstawki na kierownicę, która budziła moje wątpliwości od samego początku. A nawet wcześniej, czytając wpisy na forach. Wypiął i przeleciawszy przed moją twarzą z gracją wpadł do tegóż syfu. Chwilę mi zabrało dojście do tego co mi wypadło z tej kierownicy, bo się jeszcze do widoku nawigacji nie przyzwyczaiłem :P. Rzuciłem rower, wziąłem lampy i na szczęście nurt jej nie porwał, leżała. Jednak próba tyrpnięcia jej patykiem spowodowała oddalanie się jej wraz z nurtem ścieku. Przed oczyma pojawiła się kwota, którą dnia poprzedniego wykładałem na blat w sklepie w Chorzowie i decyzja o kolejnym zmoczeniu moich SPD-ków była dość prosta :P. Szybki skok w rzekę i wyłowienie nawigacji :P. Test wodoszczelności zakończony pozytywnie. Test odporności na kwas - także :P. Ale nogi to mnie szczypały :P.
Nawalił mi w fullu mój siedmioletni licznik z reala za 9,99zł (ile on przeżył! : (), więc trzeba było coś kupić. Choć tego na pewno dało się jeszcze zreanimować, ale już mi się trochę nie chciało ;). A jak już mi padł licznik to kupiłem GPS-a :P.
A tak poważniej, rozglądałem się od daaawna. Charakter wyjazdów od dawna sugerował, że taka zabawka by się przydała. Tak samo zresztą tu w okolicach, i tak zawsze planowałem wyjazd na mapie. A teraz mogę ją po prostu wrzucić :). Czytałem także od dłuższego czasu, parę tygodni temu zdecydowałem się na model no i dziś zakupiłem. I mimo niekompetencji i nieumięjętności obsługi jestem oczarowany ;). Wybór oczywiście padł na Garmina, a co mniej oczywiste - na model GPSmap 62s :). Szkoda, że seria rowerowa ma wbudowane akku. Kompletnie nie rozumiem tego rozwiązania w odbiornikach turystycznych oO.
Do Chorzowa po zakup, przez tanksztelę, do bracików poważyć co nieco, sklep przedświąteczny i dom. Wieczorem zaczął się maraton ściągania map, programów, tracków i czytania garniaka. Maraton zakończył się późną nocą :P. A wciąż nic nie wiem ;)
Zaspałem na cuga a musiałem na uczelnię, więc bajka w dłoń i na dworzec. W Kato wreszcie zamknąłem sesję ;). W ramach uczczenia pojechałem do Bikershopu odpowietrzyć upadłego tylnego Avida. Tanio i ZAJEBIŚCIE dobrze. Działa lepiej niż nowy! Pewnie tam wpadnę też z przednim za jakiś czas ;). Bo póki co nie wiem czy jest sens, zalałem go Brunoxem :P.
Obiad w domu i wyjazd na miejscówkę, porobić co nieco. Po drodze szybki teren, hałda zmienia swe oblicze, żem się wje... tak że nie potrafiłem się wydostać :P
Odbiór kół w katowickim BikerShopie. Miał być firmowy zestaw Novateca, ale po namowie postanowiłem dać szansę sklepowi stacjonarnemu i złożyć koła. Tylko, żeby nie był to pseudo-sklep i pseudo-serwis Kopackiego. Wolę zrobić 40kilometrów niż coś tu kupować.
Chciałem żeby było odporniej niż ma to miejsce w chwili obecnej, w końcu full jeździł na kołach z XC. Teraz będzie można porobić więcej dropów =P.
A do tego od razu wziąłem bardziej terenowe oponki. No i nie chciałem żeby ważyły 1,5kilograma, jak ma to miejsce w przypadku mojego Highrollera ;). Przekonano mnie na Schwalbe Nobby Nic Evolution (a.k.a. "Łoby Nic" :P). A chciałem Performance ;). Przód dostał 2.25, tył 2.1. I po szybkim bryku jestem oczarowany, trzymają się gleby lepiej niż 2,5-calowy kapeć Maxxisa...
Miałem od razu okazję zważyć, niestety już z oponami, zaciskami, opaskami. Przód 1830 gram Tył 2027 gram Czyli wynik nad wyraz dobry =P. Dętki także zakupione na miejscu, dałem szansę Maxxisowi bo Continentali nie mieli. Maxxis Welter Weight (230g - czyli cięższe od Continentali a do tego cieńsze oO).
A co do tripa to popołudniowy, zrobić nową profesjonalną miejscówkę na ognisko ;). Ławeczki już są, stół jeszcze nie :D