Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2010

Dystans całkowity:1116.00 km (w terenie 225.00 km; 20.16%)
Czas w ruchu:52:42
Średnia prędkość:20.38 km/h
Maksymalna prędkość:67.00 km/h
Suma podjazdów:4000 m
Suma kalorii:11019 kcal
Liczba aktywności:23
Średnio na aktywność:48.52 km i 2h 23m
Więcej statystyk

Do Kato

Piątek, 16 lipca 2010 · Komentarze(5)
Do Katowic do Ani po moją czołówkę na wieczorne brykanie. Mega gorąc, ale w sumie bez zmian w stosunku do ostatnich dni. W nogach zero mocy jakoś...

Na miejscu zostałem skierowany na... SŁYNNĄ PĘTLE W WPKiW! :P. Spokooojnym tempem zrobiliśmy ową. Mym zachwytom nie było końca! Te widoki, ta jakość asfaltu pod kołami! Ten zapach lasu, drzew, krzewów i otaczającej mnie przyrody! Ta zmienność krajobrazu, to zróżnicowanie trasy! Tak żałowałem, że nie mogę pojechać tej pętli jeszcze 11 razy ; (

Powrót trochę żwawszy, ale wciąż jakoś tak bleee. Parę wyścigów z samochodami i tramwajami i tyle. W Zabrzu pod Palanta na krótkie spotkanie z inną Anią i do domu.

Rachowice, Łącza

Czwartek, 15 lipca 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Nocą, Przejażdżki
Do Gliwic na spotkanie z Anią i Maćkiem, potem na Rachowice i Łącze w tereny, jak to zarządziła przewodnicząca wycieczki :P.
Przejazd do nudny. Szutry, lasy. Można było zasnąć bo zawiecha bujała naprawdę usypiająco

Na miejscu bardzo fajne tereny, ale nie na te oponki (semi-slicki w sumie, łagodne dość). Poszaleli trochę. Prawie wpakowałem się też do bagna, bo pomyliły mi się trasy :P. Avidy jednak wywaliły mnie z roweru i uniknęliśmy śmiechu :P

Powrót przy A4. Na Sikorniku lodzio miodzio i do Zabrza, terenem. Testy lampek, mrr :P

Na piwo

Środa, 14 lipca 2010 · Komentarze(0)
Na Kończyce na Rogaczki..
Prawie zgubiłem okulary bo zostawiłem, musiałem się wracać na nasyp :P. Poza tym testy lamp. 1watówa się zjebczyła, będzie reklamacja.. : <

Rozjazd po Czechach

Poniedziałek, 12 lipca 2010 · Komentarze(2)
Kategoria Przejażdżki
Mięśnie dwa dni dostawały w kość na rowerku, więc dziś nie chciałem dać im spokoju i postanowiłem sobie zrobić krótki intensywny wyjazd :). Najpierw na spotkanie a potem do rzeczy.

Padło na pętelke po Alejach Korfantego, szybki długi podjazd, zjazd, podjazd, zawrócenie i kolejny raz. I tak razy kilka z szybką prędkością. Potem z bracikami na sk8 park pogadać i uzupełnić płyny

Czeska eskapada - dzień drugi

Niedziela, 11 lipca 2010 · Komentarze(4)
Kategoria Wyjazdy
Poumierane towarzystwo położyło się spać, rano jednak trzeba było wstać :P. Mi niestety sen szybko się skończył i reaktywacji ekipy doczekiwałem z iPodem. Niedługo potem na śniadanko, które nabiło nasze brzucha bardziej niż wczorajszy obiad :P. Szwedzki stół ma jednak swoje zalety.

Od razu po śniadaniu do wody. Do tego mały browarek i krótkie opalanko. Potem pakowanie i w drogę powrotną. Zjazd bez pobicia Vmax, może gdyby był tylny hamulec... Od razu po krótkim zjeździe...przystanek :]. Znów się zaczyna =P. Potem w drogę, z racji zjazdu - tempo ok. Następnie z racji nieznajomości trasy zostajemy prowadzeni na.. autostradę :P. Słit. Wiedziałem - nie ufać, wziąć mapę :P. Śmigamy przez autobanę i lądujemy już bezpiecznie na drodze na Chałupki. Tam zaczęły się kryzysy, bardzo rwane tempo, kolejne częste postoje. Każda górka rozwalała skład, tempo i siły. Znów uciekałem bo męczyło mnie wolne tempo, potem jednak trochę się reflektowałem i próbowałem zostawać z wolniejszymi. Generalnie znów duuużo sił, zmarnowanych nieco jednak ;). Źle mi się jechało, pomijając bolącą bardzo szyję, po prostu to tempo rwane.

W Wodzisławiu dłuższy postój w Macu. Zaraz potem dłuuugi postój w Rybniku bo część ekipy się potraciła, a gdy się odnalazła - skierowała się do Carrefoura. Podjazdy rybnickie znów rozwalały ekipę na sztuki. Potem już w miarę zwarci dojechaliśmy do granicy Gliwic. Ostatnia zrywka i pokonanie podjazdu przed A4 z mega prędkością bez redukcji, musiał być rewanż za ostatni raz gdy wracałem z Rybnika i odpuściłem :D. Ale tego dnia sił było aż nadto, więc żaden problem. Rozstanie pod Billą. I wtedy skierowałem się na spotkanie, w domu po 22. Ten dzień szybszy, ale przejazd także rwany i wolny, znów źle się jechało. Statystyki - znów MEGA ilości wody, lodów. Jeden kapeć u Chemika. I tyle, Czechy Czechy i po Czechach ;). Pykło 260 kilometrów, ale nie miałem pomysłu gdzie dobić te 40, więc po prostu pojechałem do domu ;). Po drodze do Żabki i Rogaczek wieczorny, mrr

Fontanna


Bo inaczej nie dało się w tym skwarze przeżyć


Bohaterka :)

Czeska eskapada - dzień pierwszy

Sobota, 10 lipca 2010 · Komentarze(6)
Kategoria Wyjazdy
Zwyczajowa ilość snu przed wyjazdami - czyli jedna godzina, i zrywać trzeba się przed 5 rano, by na 6 być w Gliwicach. Mała ilość snu przez serwis, pakowanie i robienie jadła dopiero po powrocie z meczu, który póóóźno się skończył.

Do Gliwic więc znów sprintem, który nawet zmęczył. Po drodze spotkałem już Jęzora więc była okazja odetchnąć trochę przed przyjazdem pod Billę, gdzie zlałby mnie pot :P. Tam oczekiwanie pół godziny na spóźnialskich i kombinowanie z dopompowaniem moich kół. Nieudane, bo zapomniałem adaptera... Tak więc na flaczkach nieco, ale ruszyli. Podjazd Rybnicką, wolnooo. Wypoczęty, najedzony, tylko plecak ciążył. Sakwy to jest jednak to :P

Tym samym spokojnym tempem kręciliśmy aż do pierwszych podjazdów. Najpierw Rybnik, potem Wodzisław Śląski, potem Jastrzębie. Niektóre całkiem fajne :). Męczyło kręcenie z resztą ekipy, więc na podjazdach startowałem sam, bo nie chciałem męczyć kolana niską kadencją na wysokim obciążeniu, taka jazda sprawiła że już w Rybniku czułem moją rozwaloną rzepkę. Tak więc sprinty generalnie na podjazdach, na zjazdach z racji sliczków znów wyprzedanie, na płaskim w grupce. I tak górka za górką, postój za postojem... MOZOLNIE dojechaliśmy do Cieszyna, gdzie Gary miał do odebrania koszulkę.

Jechało mi się masakrycznie. Sił w cholerę, nie licząc bólu szyi od plecaka, a tempo mnie zabijało. Wyrywałem co swoje jednak irytacja sięgała zenitu z każdym następnym postojem :P. 121 kilometrów jechaliśmy... DZIESIĘĆ GODZIN oO. Fakt faktem, że był upał i postoje były potrzebne, ale ich liczba męczyła. Na szczęście czas jazdy całkiem rozsądny.

Na koniec w Ostravicach mega podjazd, przed którym ostrzegali itd, a okazał się spoko hopką :P. Choć stromy, zwłaszcza na 28" koła i moje przełożenia. Ale względnym młynkiem dotarłem na szczyt, niezadowolony i z niedosytem ;). Ale cieszyła myśl o jeziorku :P. Tak więc po zaniesieniu bagaży i rozpakowaniu bronków, które tachaliśmy pod tą górkę - rzuciliśmy się do wody w pełnym uzbrojeniu kolarskim :P. W końcu i tak trzeba to było wyprać ;).

Potem na obiad, udeczko z kurczaczka. Potem kolejne ceskie piva i ognisko, bo obiad to za mało na nasze zapotrzebowanie kaloryczne. Ani jednego komara :). Noc piękna, choć nawet się ochłodziło. Padła jeszcze szybka decyzja o pożegnalnym wskakiwaniu do lodowatej wody :P. Potem łóżko i błyskawiczny jak zawsze sen.

Z innych statystyk - jedna gleba Jęzora przed gwałowne hamowanie Daro na przodzie, trochę zadrapań. Zero laćków. Kilkanaście litrów wody na osobę, głównie wylewaną na ciało, mniej do picia. Do tego izotoniki. Skwar, skwar, skwar. I ciekawa opalenizna... :P

A tak to wygląda gdy Garemu się nudzi:


Pierwsza grupówka po pierwszych podjazdach. Tylko Daro się gdzieś schował :P


Przed Cieszynem


Zadowalaliśmy się jak zwykle =P


Tsijeski tsiesyn


Górki (:


Ha! Ja na zdjęciu! Ja na zdjęciu z Meridą!


Przytulanie do browarków, które trzeba było potem tachać pod górę :P


WODAAA


W pokoiku rowerowo


Radegaścik do obiadku


I nawet Żub... Zubr się znalazł =P ..nie polecam.

Łącznie na łączce

Piątek, 9 lipca 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Po mieście
Miało być od razu na łączkę posiedzieć, ale wypadła szybka fuszka więc Pani musiała na mnie chwilę poczekać, ale niedługo potem zameldowałem się już na rzeczonej łączce i jadłem lody i piłem zimne napoje niewyskokowe :P

Szybkie zbieranie się do domu bo potem do Spodka na mecz :)

Dzień ogniskowy

Czwartek, 8 lipca 2010 · Komentarze(4)
Umówieni zawczasu na ogniskowy wyjazd rowerowy, stawili się na placu boju. Ja nawet z dwoma rowerami, bo fulla dostała Monika ;). Ja na szosce wpakowałem się na hałdy, trochę bolało ale nawet dało radę :P.

Na miejscu szukanie drewna, dość długie bo już spaliliśmy pół tej hałdy :P. Potem odbieranie spóźnionej Gosi, i dalsze przesiadywanie. Pojedzeni postanowiliśmy dozbroić się przeciw komarom i udać na Rogacza na sk8 park :). Tam dołączyły następne osoby, niektórzy zatem ten dzień kończyli rano, ja jednak od razu po piwku odprowadzić Monikę. Full został u Niej na weekend z racji wyjazdu na szosie do Czech, miło sprawiać radość ;)

Preparacje do kolejnego fojeru, gdy jeszcze stary do końca nie zdążył się przygasić :P


Dziś prOfesjonalnie


Miejscówa


Uczestnicy


Było parcie na ogień [i dym]


Mega konik


Pierwszy raz na dworze z obiema Meridkami, więc focia musiała być :P


Ale parodiowania słit foci nie było końca =P

Bytomskie zjazdy i rozjazdy

Środa, 7 lipca 2010 · Komentarze(3)
Dziś full, wypróbować nowy zakup - na przodzie wita nas XT :). Zamontowanie i regulacja przedniej przerzutki nigdy nie przebiegła szybciej. W sumie to w ogóle nic nie regulowałem.

Z bracikami pod Skarbowym, potem trochę kursów po mieście i kierunek lasy w Bytomiu. Tam trochę zjazdów, nagrywania i wygłupów :P. Potem kierunek Zabrze. Od razu do sklepu i na obiad ognisko na naszej ulubionej hałdzie ;). Pojedzeni i zmęczeni upałem rozjechali się do domów, gdzie po szybkim prysznicu ustawiliśmy się na mecz i Rogacze. Niektórzy tą imprezę przeżyli, inni musieli zostać reanimowani :P

Zjazdy w Bytomiu:


Foteki :P


Może to miejsce skłoniło nas tego dnia do zrobienia ogniska? :P Chyba taaak


Marcinowa fota mojej nowej XT :)


Preparacje ogniska



Meczowe imprezowanie


Meczowe imprezowanie i SMS-owanie.. ;)


Zgon :P

Gliwice - zadupie - dom :P

Poniedziałek, 5 lipca 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Przejażdżki
Dłuuuuuugi sen, z łóżka wyszedłem MEGA późno, ale musiałem odespać dwa dni ;). Na rower planowałem dopiero wieczorem, miał być Bytom i okolice, ale przyszedł SMS i plany zmieniły się na Gliwice.

Wyjazd jeszcze bardziej się opóźnił bo nad Zabrze nadejszła burza a potem ulewa. Jednak przeszło na szczęście i mogłem się pakować. Gdy tylko wyjechałem, zaczęło znów lać. I tak lało cały czas aż do Rybnickiej, gdzie czekała...gdzie czekałem na Anię =PP

Na pętelke przy autostradzie, potem jakieś dziwne tereny, gdzie z szosy robiono fulla. I powrót na Sikornik, do Zabrza znów przez Sośniczkę. Mokro mega, ale na szczęście obyło się bez gleb ;) a wizje miałem co chwilę, po oglądaniu dzisiejszego Tour de France =P