Czeska eskapada - dzień drugi
Od razu po śniadaniu do wody. Do tego mały browarek i krótkie opalanko. Potem pakowanie i w drogę powrotną. Zjazd bez pobicia Vmax, może gdyby był tylny hamulec... Od razu po krótkim zjeździe...przystanek :]. Znów się zaczyna =P. Potem w drogę, z racji zjazdu - tempo ok. Następnie z racji nieznajomości trasy zostajemy prowadzeni na.. autostradę :P. Słit. Wiedziałem - nie ufać, wziąć mapę :P. Śmigamy przez autobanę i lądujemy już bezpiecznie na drodze na Chałupki. Tam zaczęły się kryzysy, bardzo rwane tempo, kolejne częste postoje. Każda górka rozwalała skład, tempo i siły. Znów uciekałem bo męczyło mnie wolne tempo, potem jednak trochę się reflektowałem i próbowałem zostawać z wolniejszymi. Generalnie znów duuużo sił, zmarnowanych nieco jednak ;). Źle mi się jechało, pomijając bolącą bardzo szyję, po prostu to tempo rwane.
W Wodzisławiu dłuższy postój w Macu. Zaraz potem dłuuugi postój w Rybniku bo część ekipy się potraciła, a gdy się odnalazła - skierowała się do Carrefoura. Podjazdy rybnickie znów rozwalały ekipę na sztuki. Potem już w miarę zwarci dojechaliśmy do granicy Gliwic. Ostatnia zrywka i pokonanie podjazdu przed A4 z mega prędkością bez redukcji, musiał być rewanż za ostatni raz gdy wracałem z Rybnika i odpuściłem :D. Ale tego dnia sił było aż nadto, więc żaden problem. Rozstanie pod Billą. I wtedy skierowałem się na spotkanie, w domu po 22. Ten dzień szybszy, ale przejazd także rwany i wolny, znów źle się jechało. Statystyki - znów MEGA ilości wody, lodów. Jeden kapeć u Chemika. I tyle, Czechy Czechy i po Czechach ;). Pykło 260 kilometrów, ale nie miałem pomysłu gdzie dobić te 40, więc po prostu pojechałem do domu ;). Po drodze do Żabki i Rogaczek wieczorny, mrr
Fontanna
Bo inaczej nie dało się w tym skwarze przeżyć
Bohaterka :)