Czeska eskapada - dzień drugi

Niedziela, 11 lipca 2010 · Komentarze(4)
Kategoria Wyjazdy
Poumierane towarzystwo położyło się spać, rano jednak trzeba było wstać :P. Mi niestety sen szybko się skończył i reaktywacji ekipy doczekiwałem z iPodem. Niedługo potem na śniadanko, które nabiło nasze brzucha bardziej niż wczorajszy obiad :P. Szwedzki stół ma jednak swoje zalety.

Od razu po śniadaniu do wody. Do tego mały browarek i krótkie opalanko. Potem pakowanie i w drogę powrotną. Zjazd bez pobicia Vmax, może gdyby był tylny hamulec... Od razu po krótkim zjeździe...przystanek :]. Znów się zaczyna =P. Potem w drogę, z racji zjazdu - tempo ok. Następnie z racji nieznajomości trasy zostajemy prowadzeni na.. autostradę :P. Słit. Wiedziałem - nie ufać, wziąć mapę :P. Śmigamy przez autobanę i lądujemy już bezpiecznie na drodze na Chałupki. Tam zaczęły się kryzysy, bardzo rwane tempo, kolejne częste postoje. Każda górka rozwalała skład, tempo i siły. Znów uciekałem bo męczyło mnie wolne tempo, potem jednak trochę się reflektowałem i próbowałem zostawać z wolniejszymi. Generalnie znów duuużo sił, zmarnowanych nieco jednak ;). Źle mi się jechało, pomijając bolącą bardzo szyję, po prostu to tempo rwane.

W Wodzisławiu dłuższy postój w Macu. Zaraz potem dłuuugi postój w Rybniku bo część ekipy się potraciła, a gdy się odnalazła - skierowała się do Carrefoura. Podjazdy rybnickie znów rozwalały ekipę na sztuki. Potem już w miarę zwarci dojechaliśmy do granicy Gliwic. Ostatnia zrywka i pokonanie podjazdu przed A4 z mega prędkością bez redukcji, musiał być rewanż za ostatni raz gdy wracałem z Rybnika i odpuściłem :D. Ale tego dnia sił było aż nadto, więc żaden problem. Rozstanie pod Billą. I wtedy skierowałem się na spotkanie, w domu po 22. Ten dzień szybszy, ale przejazd także rwany i wolny, znów źle się jechało. Statystyki - znów MEGA ilości wody, lodów. Jeden kapeć u Chemika. I tyle, Czechy Czechy i po Czechach ;). Pykło 260 kilometrów, ale nie miałem pomysłu gdzie dobić te 40, więc po prostu pojechałem do domu ;). Po drodze do Żabki i Rogaczek wieczorny, mrr

Fontanna


Bo inaczej nie dało się w tym skwarze przeżyć


Bohaterka :)

Komentarze (4)

a tam, sie chce miec to trzeba nosic

nax 13:48 niedziela, 18 lipca 2010

ok to jest auto z gratami ;)
i kolarz bez bagażu :P

mehow 10:14 niedziela, 18 lipca 2010

no duzy w gory ok, ale na szose to plecak jest katastrofa.. i plecy plecami, mnie szyja boli masakrycznie, bo taka pozycja. w MTB to jeszcze

nax 16:45 środa, 14 lipca 2010

Oj mnie też męczy takie rwane, niskie tempo. Ale co zrobić, trzeba się dostosować. ;) A propos sakw i plecaka. Na moim bajku sakwę miałem dwa razy i już mieć więcej nie będę (to się piętami harata, to się w szprychy wkręci, to lata jak posrana). Teraz już jeżdżę z plecakiem, nawet gdzieś dalej. Jedyne minusy są takie, że przy dużym obciążeniu plecy mogą boleć i strasznie się plecki pocą, tym bardziej jak jest ciepło. Jeszcze zależy jaki plecak. Reasumując: plecak, plecak, plecak. No i oczywiście do plecaka tylko najważniejsze rzeczy (żadnych zbędnych pierdół).

ficus 14:47 wtorek, 13 lipca 2010
Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa wskie

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]