Wpisy archiwalne w kategorii

Żubrzyk

Dystans całkowity:1161.50 km (w terenie 494.00 km; 42.53%)
Czas w ruchu:69:55
Średnia prędkość:16.61 km/h
Maksymalna prędkość:69.00 km/h
Suma podjazdów:2237 m
Maks. tętno maksymalne:175 (87 %)
Maks. tętno średnie:118 (59 %)
Suma kalorii:1830 kcal
Liczba aktywności:40
Średnio na aktywność:29.04 km i 1h 44m
Więcej statystyk

Ognisko GMK

Sobota, 8 maja 2010 · Komentarze(1)
Kategoria Żubrzyk
Na dworze ulewa, nawet burza. Leje i leje i nie chce przestać. Ale ekipa gliwickiej Masy umówiona na ognisko, więc jak to burza bez ogniska?! =P
Spotkanie na Sikorniku, czekanie prawie dwie godziny na spóźnialskich (w tym na mnie :P) i na to, aż przestanie padać ;). Nie przestało. Więc wiata na przystanku w Sikorniku stała się miejscem pierwszego Żubra i pierwszego ogniska ;)

Następnie wiara tchnięta wiarą w Aniowego grilla ruszyła w kierunku pól sikornickich. Gdzie szliśmy wiedzieli tylko Ci, którzy wiedzieli, reszta ślizgała się i zatapiała w napotkanym po drodze błocie nie wiedząc czy w ogóle gdzieś dojdzie =P. Ja np. myślałem, że towarzysząca mi w łapaniu równowagi na slickowych podeszwach Ania, chce mi najzwyczajniej w świecie buchnąć nerkę. Ale jak się okazało - naprawdęza górami i lasami jest jakiś plejs na ognisko =P.

Stanęli, otoczyli rozłożonego przez Marcina grilla i pootwierali przytaszczone browareczki. Kapało wciąż całkiem całkiem, ale to nic w porównaniu do wcześniejszych ulew ;). Morale zatem wysokie, zwłaszcza że w grillu pojawił się ŁOGIEŃ! Zachęceni widokiem, trzej Panowie Ognia postanowili iść i zbierać mokre gałęzie aby wykazać się swoimi umiejętnościami i rozpalić to zasrane ognisko, na które się umówiliśmy :P. Bo co tam ten grill...
Jednak grill okazał się pomocny, więc po sesji dmuchania i chuchania patole płonęły aż nazbyt. Zapadał zmrok i ognisko dodało naszemu spotkaniu czaru, czaru dodał także Tori, który sam sobie dolał do gardła procentowego czaru :P. Jak nas czarował wiedzą tylko obecni i niech tak pozostanie :D. Albowiem jest to postać słynna na tyle, iż powinna mówić tylko i wyłącznie sama za siebie!

Kiedy to my dokładaliśmy w najlepsze patole do ognia, pewne PANIE postanowiły pójść przez pole i wspomóc nas trochę, taszcząc ze sobą drzewo =P. Tak więc łogniom nie było końca. Nastąpił jednak początek jeszcze głupszych rozmów i głupich fot ;).

Po dłuugim czasie skierowano się na Sikornik i odprowadzano kogo tylko można :). Następnie w ekipie braciki + Marek w autobusie o elitarnym numerze 32 nastąpiła decyzja o afterze. Który obfitował w rozmowy o związkach, dzieciach i.. w Żubry też obfitował :P. Dopiero wtedy można było oddalić się w kierunku domów. Alleluja, kolejne łognisko na liście!

A kmy dodane, bo jechałem obok innych na rowerze Garego, z czego moje stopy nie były zadowolone ;) - półbuty vs. ubijaki :D.

Fotki: na Picasie

Impreza pod wiatą =P


Tori rozpala pierwszy łogień ;)


Chuchacze ognia


Chuchacze OGNIAAAA


Ekypa w całej okazałości. Dupa psa i krzok: gratis =P


To jedno z mniej głupich zdjęć :P


Błotna droga w dół


32


Zabrze: afterek time!

Rolki, multi

Czwartek, 29 kwietnia 2010 · Komentarze(2)
Rowerem na rolki z Anią, za Palanta. Potem przyjechali bracia i korzystając z uprzejmości Marka pojechaliśmy dołączyć do Niego w kinie, na przeglądzie Irona Mana 2.

Potem afterparty za Multikinem =P. A potem afterparty afterparty znów w kinie. I powrót do domu. Bardziej spotkania ze znajomymi niż jeżdżenie na rowerze. Chociaż pod sam koniec wieczoru przjeechaliśmy się w okolice M1 i Maciejowa, ale brak dobrych lamp i wypite Żubry skierowały nas szybko do domów.

Wracając do domu przekonałem się, że chyba nie chcę mieć nigdy córki, bo w tym świecie Ona nie może być normalna oO.


Regeneracyjne ognisko

Niedziela, 25 kwietnia 2010 · Komentarze(1)
Dziś miało być bardzo spokojnie, po wczoraj. Od początku w planach ognisko jeszcze za dnia i wylegiwanie się. W domach wylegiwaliśmy się tak długo, że na dwór wypadliśmy dopiero popołudniem ;).

Trasa do bracików, stamtąd do Praktikera na chwilkę, później po świeżą i darmową wodę na Szyb Maciej i stamtąd szukanie sklepu z pieczywem i Rogaczami (oraz jabłkowym lizakiem dla mnie =D). Kierunek hałdy między Zabrzem a Sośnicą, przez parki i lasy [i tory].

Posiedzenie, pojedzenie, popicie i powrót na domy.

Foty na Picasie

Nikisz i KatoDay =P

Sobota, 24 kwietnia 2010 · Komentarze(2)
Kategoria Wyjazdy, Żubrzyk
Miał być Nikiszowiec, otwarcie ścieżki rowerowej, przejazd na Giszowiec i tam poczęstunek. Potem miała być Masa w Zagłębiu. Ale?

Po niewielkiej ilości snu (przynajmniej znów w moim wykonaniu :/) wyjechali pociągiem (nawet trafili na EN75 :)) do Katowic. Tam spotkanie pod Teatrem, okazało się że średnia wieku przewyższa 50 lat, postanowiliśmy zatem pojechać pod Galerię Szyb Wilson sami, przez teren. Dołączył do nas spotkany pod Teatrem Radek, jedyny w normalnym wieku, znany z Masy Katowickiej :).
Ruszyliśmy więc trasą, którą rok temu jechałem =P. Niestety się pogubiłem bo nie pamiętałem końca i musieliśmy jednak nadrobić asfaltem =P. Spotkanie pod Galerią i zaczęło się. Powolny, mozolny przejazd. Katorga dla dupska i uszu, gdyż zapewniony mieliśmy akompaniament "jaka to jest ta dzisiejsza młodzież". Tragedia. Klnęliśmy i modliliśmy się o bigos na końcu =P. Jednak na końcu, po prawie 2 godzinach ślimakowej jazdy, czekał żurek. Też bardzo dobrze :P. Do tego darmo woooda.

Wzięliśmy mapę i zaczęliśmy myśleć. Pomysł główny - gdzieś na dół, na Giszowiec, lasy, tam Rogacz i dalej lasy, lasy, lasy. I tak wyszło. Fajne jeziorka, fajne tereny, faaaaajne trawy, zielone bardziej niż skala RGB.
Po dłuższym czasie terenem wreszcie Kostuchna i podjazdy, Piotrowice i podjazdy. I wtedy TO! Połowiczny cel ;). LIGOTA CITY, Rogacz na Amfiteatrze i snucie dalszych planów. A dalsze plany były takie, iż jedziemy po refill i zapuszczamy się bardziej w lasy ligockie :). Po dłuższym jeżdżeniu i błądzeniu zrobiliśmy wreszcie postój na polance, tam mini ognisko, Rogacz i planowanie gdzie jedziemy dalej. Okazało sie, iż jesteśmy bardzo blisko drogi, która doprowadzi nas na Kochłowice. Padło więc na powrót rowerami do domu, przez Kochłowice właśnie, Halembe i halembskie podjazdy, Bielszowice i na centrum. W centrum wymęczeni acz szczęśliwi, zaopatrzyliśmy się w prowiant i ruszyliśmy w okolice M1 zrobić ognisko :).

Wreszcie upragnione kiełby! Był także kolejny Rogacz. Był odpoczynek i dla niektórych duże wyczerpanie, ból dupska (przejazd na Nikiszu grrr) i mega senność. Każdy miał coś dla siebie :). Po północy zaczęlismy dogaszać i się zbierać. Zimno już, więc doubierani pojechaliśmy spokojnym tempem do domów, odstawiłem bracików i pognałem z górki dalej do domu, po drodze prawie zasypiając... W domu na liczniku 105km. Jutro (niedziela) miałem jechać do Bielska, martwiłem się czy kolano, full i ja damy radę zrobić 66. A tu.. :). I to nawet z niezłą średnią (jeśli wyłączyć ten Nikisz =P).

16 godzin na rowerze, ponad 6 godzin jazdy, mnóstwo pięknych terenów, poparzeń słonecznych, bólu dupska i mięśni. Dwa ognisko, jedno ugaszanie podpalonych przez kogoś śmieci. Jedno jeziorko przemiłe. Dwie i pół gleby, z czego jedna uwieczniona, druga puszczona w niepamięć bo taka dziwna ;). I to chyba tyle, bo co bym nie napisał to tylko Ci, którzy byli to zakumają jak bardzo EPIC TRIP to był :).

A Masowiczów z Zagłębia przepraszamy, ale prędkości ślimaków i bólu tyłków mieliśmy dość, zresztą szkoda nam trochę było takiego dnia na jazdę po mieście.

Wszystkie foty na Picasie

Kaczuchy =P. A raczej Łabędziuchy


3 Stawy masta blasta


Przejazd nikiszowo-giszowcowy


ŻARŁO (i bohater drugiego planu Raptor :P)


Dachowanie, turlanie, autostrady blokowanie, ciał niszczenie...


Jeziorko


Wizje Marcina


Gleba Marcina


Igorek jest.. ZIELONY


..jebiąc grawitację


Polana sun


Zachodzący sun


Ognisko, son!

Cel - ognisko

Niedziela, 18 kwietnia 2010 · Komentarze(3)
Umówieni uprzednio na wyjazd i potem ognisko kiełbaskowe, wyruszyli z domu. W zasadzie to Michał wyruszył, na nas nie czekał :P. Wyzbierałem i pojechałem do lasu na umówione spotkanie, gdzie dołączyć miał też drugi bracik. Stety lub niestety, obrałem trasę trochę inną niż dnia poprzedniego, czego rezultatem było wpadnięcie w mega błoto na trasie budowy autostrady A1 =P. Błoto szare, błoto żółte, błoto białe, cement - było wszystko :P. Na szczęście zanim dojechałem do Bravo, rower już trochę się oczyścił. Ale i tak straciłem tam wszystkie siły =P. A z domu wychodziłem całkiem rześki.

Potem były hałdy w lesie, kilka zjazdów, kilka filmików i spotkanie klimka - znajomego z Masy. Razem przez lasy pojechaliśmy w kierunku szybu Maciej po wodę. Jednak po drodze bracik na Dajmondzie musiał złapać laćka =P. Wymiana, dalsza podróż. Potem do bracików po prowiant i na Biski zrobić ognisko. Żuberki, kiełbaski, mega regeneracja. Po dłuższym czasie jazda do centrum. Gdy odkryliśmy jak jest ciepło, postanowiliśmy wypić jeszcze jednego Rogacza. Wybór padł na tereny przy dworcu PKP, gdzie po pewnym czasie jakoś nas naszło i rozpaliliśmy sobie nastepne mini ognisko =P

Generalnie EPIC TRIP, od dziś ognisko obowiązkowym elementem każdego dnia =P. Tylko co z tym napędem zrobić... Skacze NIESAMOWICIE przy naciśnięciu na pedały :/. A przecież łańcuch i kaseta nowe.

Wszystkie foty tutaj





Drugie błotko

Sobota, 17 kwietnia 2010 · Komentarze(0)
Wczesnym popołudniem Michał z Michałem postanowili iść na rower, wcześniej jednak postanowiliśmy spróbować uzbroić w rower drugiego brata :P. Misja się powiodła więc chwilę później byliśmy u bracików w mieszkaniu montując Meridę.
Trójka wyjechała, nie zjadłwszy generalnie śniadania, i pognała (no przynajmniej XC pognały, AM próbowała się turlać za Nimi =P) "nie wiemy gdzie", krążąc głównie po lasach, hopkach, hałdach, błotach i mrówkach :P.

Kilkadziesiąt km dalej dołączyła Ania i wspólnie udaliśmy się odpocząć przy piwku na Kopernik. Stamtąd real w celu przygotowania się na jutro, i rozjechaliśmy się do domów.

Trzech zdobywców hałdy :P © nax

Lekki czy nie lekki? =P © nax

Pod autostradą A1 © nax

Żubrzyk w plenerze © nax

Na Żubra

Piątek, 16 kwietnia 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Żubrzyk
Zrezygnowany, zmęczony i w ogóle ble, wyciągniety wieczorem na piwo

Prawie jak teren :p

Poniedziałek, 12 kwietnia 2010 · Komentarze(0)
Miałem jechać w teren pobawić się z terenową oponką z przodu, ale zostałem wyciągnięty na brO, więc tylko po mieście załatwić parę spraw a potem do słoneczka.

Merida AM HFS © nax

A chciałem na zakupy

Czwartek, 8 kwietnia 2010 · Komentarze(0)
Miałem wziąć rower i pojeździć po sklepach, załatwić co chciałem. Potem miał być mały serwis bajka wreszcie. Ale telefon chciał inaczej :P.
Skończyłem na Koperniku na polance, gdzie świeciło i grzało nas piękne słoneczko =).

Pompowanie

Środa, 7 kwietnia 2010 · Komentarze(1)
Małe wytoczenie roweru z domu z racji kupna pompki Rock Shoxa do amortyzatorów, mały pickup z kina, spacerek i Żuberek po sprawie. Tył pracuje o niebo lepiej, przód już wcześniej był całkiem całkiem, do większych regulacji potrzeba wycieczki w teren :).
Generalnie takie wyjście na rower żeby wyjść, trochę podotykać bo od razu humor lepszy.


A to ów cudo, drogie niczym złoto oO:


PRZYPOMINA SIĘ WSZEM I WOBEC, IŻ W PIĄTEK GLIWICKA MASA KRYTYCZNA - jubileusz! gmk.slask.pl