Bzium

Czwartek, 24 czerwca 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Po mieście
Po mieście, trochę zabawy z samochodami
Nic nie załatwiłem =P

Nocą

Środa, 23 czerwca 2010 · Komentarze(4)
Kategoria Nocą, Przejażdżki
Przed 22 po spacerku na przystanek ubrałem słuchawki, włączyłem muzykę i udałem się w miasto pokrążyć spokojnie w rytm muzyki i pomyśleć :). Później w tereny, później na Maciejów i tamtędy do Gliwic. Jakoś tak się trafiło, że pojechałem na Szałsze :P.

Stamtąd pod Radiostacje bo odkąd zmieniła oblicze to jezscze jej nie widziałem, niestety wejść nie można już było. Na 23 na Rynek. Tam cola i powrót do domu

Ładnie, nie ma co!

Hałdy ponownie

Wtorek, 22 czerwca 2010 · Komentarze(1)
Kategoria Przejażdżki
Braciki wyciągnęły mnie na rower, szybki przejazd po hałdach, traska podobna do wczorajszej, z rozszerzeniem ;)

Kilka fajnych podjazdów i zjazdów. Potem niestety do domu bo chcieli oglądać mecza =P

Pokazujemy sobie Zabrze


Nadganiam braci, którzy zamiast jechać nad jeziorko, chcieli mnie zgubić =P


Fotka z ceskoslovacką S200 :P


S200-2110. Najcięższy lok manewrowy w Polsce =) Średnio wykorzystał swój potencjał, ciągnął 7 węglarek specjalnych typu F - modele 418V najprawdopodobniej

Przejażdżka

Poniedziałek, 21 czerwca 2010 · Komentarze(0)
Na spotkanie pod Platana. A potem na szybki teren bo nie chciało się do domu. Postanowiłem się więc pouczyć znów latać na Meridzie, mimo braku kasku :p

Na hałdy więc, szybkim tempem przez park, trochę błotka dla cery. Potem podjazdy, zjazdy, hopki. Nawet nieźle wznosiło ;)

Jura #2

Sobota, 19 czerwca 2010 · Komentarze(4)
Kategoria Wyjazdy
Miało być bardzo rano, ale lało wciąż więc wyjazd późniejszym pociągiem. I tak dni mega długie. Za Zawierciem w teren, podjazdy tego dnia lajtowe, kilka większych stromych ale na spokojnie, młynka nie było. Trochę roweru na plecach się trafiło, bo szlaki oczywiście wciąż cierpią po zimowych kolekcjach sopli na gałęziach, połamane wszystko w cholerę... A z oczyszczaniem szlaków się nie śpieszą :P. Do tego typowo jurowe szczyty, czyli nagłe i strome szczyto-skałki, więc aby to zdobyć to rower na plecy i uphill. Ale na szczęście zjeżdżać zjeżdżało się fajnie :).

W ogóle zjazdy mimo Michelina z przodu szły bardzo fajnie. No ale ciśnienia bardzo niskie, dlatego też asfalty (a ciut było) były masakrą. Zresztą z tyłu 2.4", też pospuszczane. I przypomniałem sobie właśnie że miałem od taty wziąć moją oponę, zostawioną ostatnio w samochodzie, fuck =P. Ale bez Tiogi nawet się obyłem. A było gdzie się obywać, fajne szybkie zjazdy, bardzo ładne krawędzie zakrętów, gdyby trochę większe kostki z przodu to jechane byłyby jeszcze szybciej. Kilka fajnych szybkich hopek, ostrych dohamowań (hamulce dają radę, przód powoli się dociera, tył myślę że da radę ze starą tarczą 185 ;>), gleb zero, raz tylko oparłem się o drzewo bo zakręt postanowił mi się nagle postawić przed dziobem :P. Ach, jak ja żałuję, że takich tras nie zna się na pamięć, wtedy to byłoby już zupełne szaleństwo. Ale i tak rogal był ;>.

Potem szuterkami, piaskami (napęd znów ładnie dzwonił :P jednak lekko, bo było nawet sucho), leśnymi drużkami. Mimo nieprzejezdnych szlaków, udało się całkiem nieźle trafić. I bez porównania do Beskid, pełnych kamerdolców czy dupnego błota i rozjeżdżonych przez drwali szlak...dróg. Ale tego piasku nie lubię.
Na koniec dnia pod Okiennik Wielki na dupne ognisko i zachód słońca. A potem okazało się, że nocleg jednak na Jurze, w towarzystwie :) i to nocleg zaraz pod Okiennikiem, okolica idealna. I komarów nie było! Pewnie dlatego, że jakoś poniżej 5 stopni :P


Takie oto pikne jurajskie szlaki :P


da nax, eksploracja szlaku alternatywnego :P


Zjazd przy skałkach


Bo łogień musi być :P zapasy powstają.


Zachód z Okiennika :)


Widok na miejscówkę na spanko


I prezentacja nowej kurtki, która w ogóle nie rzuca się w oczy =D



I panoramka z Okiennika:

Docieranie tarczy

Piątek, 18 czerwca 2010 · Komentarze(1)
Kategoria Po mieście
Krótko po mieście docierając tarcze i testując tylną 185mm. Teraz już obie duże ;>. Dalszy serwis bajka i do pociągu z rana i na Jurę.

A tak wygląda zjaraniec G2 i nówka G3 :P

Krótko

Czwartek, 17 czerwca 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Przejażdżki
Ciężki dzień pourodzinowy :P. Krótka przejażdżka w towarzystwie, spotkać się z komarami

Reanimacja fulla

Wtorek, 15 czerwca 2010 · Komentarze(2)
Kategoria Przejażdżki
Przejażdżki po sklepach rowerowych w celu reanimacji fulla po zalaniu go w górach wszystkim co bardziej lub mniej płynne. Szukanie klocków Accenta spiekanych, w końcu kupione oryginalne Avidowskie, metaliczne, na aluminiowej blaszce. Do tego spartaczone odpowietrzanie i ustawianie hamulców w MkBike'u w Gliwicach, na które trzeba było czekać półtorej godziny. Drugi raz na serwisie tam i drugi raz masakra.

Tarcza przednia do wymiany bo klocki wciąż się ślizgają, przodu nie sposób zablokować. Tył ledwo. Ale grunt, że już oba hamul...spowalniacze. Makabra no :/. Do tego piasty bębenek zasrany i czasem ostre koło wychodzi, korba ledwo się kręci a na sterach wciąż luzy. Makabra do kwadratu.

Wycieczka z bracikami, powrót w mżawce, chłodzącej bardzo miło. Szybki afterek za Platanem, Rogaczek.

Przed pierwszym sklepem. Klocki drogie i nieznane


Na Kraku, czekając na powrót Meridy z serwisu. I czekając.. I czekając.. Aż w końcu przejażdżka na Marcinowej Meridzie, której V-ki są silniejsze niż moje hydrauliki :P


Na środku żwiru, z dala od komarów (prawie :P)

Jezioro, ta? ;)

Niedziela, 13 czerwca 2010 · Komentarze(5)
Kategoria Wyjazdy
Z domu o 14.20, tak celowane aby na 19 znaleźć się w Gliwicach na spotkanko :). Trasa na szybko na Google Maps -> zobaczyć Rybnik i jeziorko, przez Rudy. Ale jak wprowadziłem to mi tak jakoś mało kilometrów wyszło więc wziąłem znacznik i upuściłem obok pierwszego napotkanego na zachód od Rybnika jeziora :P. Czyli w sumie Racibórz też postanowiłem zahaczyć ;).

Do Żabki po wodę bo w domu pustki. I w drogę! Pierwsze ekscesy już na pierwszym skrzyżowaniu ;). Zapowiedź licznych konfliktów z kierowcami. Ale bez poważniejszych. Tylko w Sośnicowicach prawie we mnie staruch wjechał bo tak się śpieszył przede mnie wjechać. No to zwolniłem do 15km/h i tak ładnie go doprowadziłem po centrum aż do Ronda, gdzie nasze drogi się rozeszły ;>. Ale i tak Go żonka siedząca obok pokarała, tak fizycznie nawet : D. Lubimy :P

Do Sośnicowic bardzo szybko, wyprzedzając każdego, łykając miejscami nawet. W Sośnicowicach jakaś rozwalona droga i kolejne przeżycia na sztywniaku, masakra po prostu. Po tym wyjeździe tylne koło to już zdecydowanie do centrowania musi iść, aż na siodełku czuć bicie : <. Za dużo wyjazdów z XC po wertepach :P.

Z Sośnicowic przez jakieś zadupia, dziurawe drogi, równie szybko. Średnia soczysta bo jakieś 33, spadać zaczeła bo całkiem interwałowo się zrobiło. No i non-stop od domu wmordęwind :/. Całkiem przeszkadzający. Ale sił wciąż sporo, wciąż bardzo duże prędkości i zero problemów z kolanem.

Gdzieś za Łęgiem ruch wahadłowy, spadł łańcuch z przodu ponownie (brak przerzutki wciąż), musiałem zjechać na chodnik, a że za mną sznur aut to chciałem szybko uciekać. Na drodze kamienie wielkości jajków od kurków, budowa. Trzęsawisko, zjazd w lewo, koło w bok, nax lot w leeeewo. Przetoczyłem się po kupie tych kamieni, wyrżnąłem wreszcie na ręce i tak wyhamowałem. Na szczęście w rower ani we mnie samochód nie wjechał. Ale to nie przeszkodziło mi zaliczyć fajnej gleby. Niestety, całe uderzenie przyjął mój TZ7 : <. Aparat cały poharatany, wgnieciony przód, obiektyw na szczęście się wysuwa. Ale wkurwienie maksymalne, zupełnie niepotrzebna gleba :/. Do tego naciągnąłem plecy, stłukłem bok i wszystko mnie bolało. Brak rękawiczek też nie pomógł. Przedni hamulec do regulacji, pozbierałem się i chciałem zacząć jechać. Prędkość spadła znacznie, morale także nisko, bardzo nisko. Zabawne, pierwsze zdjęcia zrobiłem po tym jak rozwaliłem aparat, tak to bym go nawet chyba nie wyciągnął z tej kieszeni.... A od dawna zbierałem się żeby kupić sztywny pokrowiec za jakieś 10zł oO. Kurwa mać.

Wjechałem do Raciborza, okazało się że wcześniej źle pojechałem. I nie chciałem wracać się podobną drogą, Google Maps w łapę i szybko zmieniłem trasę - jedziemy na drogę 923. Staw sobie darowałem, humor miałem nienajlepszy. Podjechałem na stację po Colę i Snickersa bo byłem tylko na płatkach, które jadłem na śniadanie :P. Szybkie am i w drogę, także niezbyt szybko, nogi nagle się zmęczyły, plecy bolały. Walczyłem o średnią 31 ale nie było to wykonalne, zaczęły się kolejne częste interwały, podjazdy przed Rybnikiem też mnie trochę zniszczyły ;). Ale nie chciałem schodzić poniżej 30, oj nie. Walczyłem więc sobie i w Rybniku byłem z zapasem czasu mimo wszystko. Bez stawania skierowałem się na Gliwice. Jakoś zapamiętałem tą drogę jako bardziej "z górki"... A tu podjazd, zjazd, podjazd, zjazd... Trochę doskwierało udo, trochę ból stopy. Brakowało też przez cały dzień pulsometru, ale zepsułem w czasie wyjazdu w góry więc teraz jestem bez :/.
Z Rybnika wyjechałem już zmęczony, a wiedziałem że przede mną jeszcze kilka górek. Przed samymi Gliwicami mały kryzys, pierwszy tego dnia taki. Górka nad torami, na szczęście włączył się na iPodzie Showtek ;>. Głośność na maksa, ogłuszenie. Poczułem ciarki na całym ciele, samoczynnie spięły mi się mięśnie i górkę wziąłem szybciej niż jadąc po płaskim (choć tak mam często ;)), na absolutnego maksa, pod koniec drąc się w niebogłosy i strasząc tym rowerzyste jadącego w przeciwnym kierunku :P. Górka połknięta, na ustach uśmiech, palpitacja serca :). Po to się żyje, oooo tak.

Potem jeszcze podjazd na A4 w Gliwicach także bardzo ładnie łyknięty i jestem na Sikorniku 3 minuty przed czasem, z obronioną średnią 30,3 na 110km :)). Serce urosło. Sklep po wodę i colę i czekanie na umówione spotkanie.
Potem mała pętelka po Gliwicach, rozmowy i trip do domu. Po drodze jeszcze napad na Żabkę w celu kupienia mnóstwa jedzenia, które jem do teraz :P. W domu późno.
Dzień pozytywny, kilometraż z dupy ale miałem ochotę się ruszyć i tak się jakoś wybrałem. Nad jezioro Rybnickie, którego nawet nie zobaczyłem :D. Szkoda aparatu, no ale głupota boli. I uczy, miejmy nadzieję... A plecy mi ODPADAJĄ! :/ I dopiero teraz czuję wszystkie siniaki i obtarcia. Tak, gleby na szosie boooolą.
No i nie opaliłem śladu od opaski Livestronga, mimo wożenia jej na kierownicy :P. Ale słońca mało było, pod koniec nawet zimno mi trochę się zrobiło...

Profil:



No to mega dużo fotek :/ ->

Pole? I jakieś wzgórki. Waliło tam strasznie, jak w wielu miejscach tego dnia, tereny powodziowe. Mnóstwo zalanych miejsc (wciąż!), mnóstwo worków z piaskiem


Meridka. Ona zderzenie z glebą przeżyła idealnie ;)