Więcej zdjęć niż tekstu bo co tu pisać :P. Do Media najpierw, kupić pokrowiec sztywny na aparat wreszcie. Map żadnych nie dostałem bo nic ciekawego nie mieli. Potem po namiot do domu i na polankę, rozstawić z fullem. Wszystko z bracikami, także Rogacz pierwszy od niepamiętnych czasów :P
Łańcuch mimo sporego skrócenia skacze, jednak kaseta już trochę przeżyła. Spróbujemy na nim pojeździć, może się zdąży przed górami ułożyć. Jeśli nie to wracam do starego a ten zostaje na przyszłość. Namiot mieści rower bez problemu, ale ze zdjętymi kołami. A full chodzi jak złoto po tym serwisie ;)
Najpierw szoską do sklepu i na spotkanie, wieczooorem po złożeniu fulla dołączyć do pijących w plenerku, o suchym pysku niestety : < Po drodze jeszcze do parku sprawdzić namiot
Full leży rozsypany, przez co średnio nadaje się w tym wypadku nazwa "full" :P ewentualnie taki niezbyt complete ten full :P. Do sklepu po nowe łożyska wahacza (skoro już rozkręciłem to wymienię nie? I tak to grosze kosztuje :P), nowe kulki i ośke+konusy do przedniego koła, może będzie z nim lepiej ;). Olej i inne pierdółki. Oczywiście zwlekałem z wyjściem tak długo, aż zaczęło walić gradem i lać :P. Cywilne ubranie i deszcz średnio idą ze sobą w parze ;)
Do Palanta po bukłak dla Ani i po coś dla siebie, o czym przypomniałem sobie dopiero w domu :P. Potem wystarczyło słowo Michała i już postanowiono o wypiciu Rogacza, którego me oczy od dłuższego czasu nie widziały ;).
Po drodze na karczer i kompresor. Merida tak zapuszczona, że dwa runy nie wystarczyły :P. Na łączkę na Rogaczka i potem do sklepu zrobić zapasy na jutrzejsze góry. ALE! Dziś niedziela, skleroza nie boli... Carrefour zamknięty, Lidl zamknięty... Trzeba było cisnąć do Tesco, które prawie mi zamknęli. Po ciemku do domciu.
Do Katowic do Ani po moją czołówkę na wieczorne brykanie. Mega gorąc, ale w sumie bez zmian w stosunku do ostatnich dni. W nogach zero mocy jakoś...
Na miejscu zostałem skierowany na... SŁYNNĄ PĘTLE W WPKiW! :P. Spokooojnym tempem zrobiliśmy ową. Mym zachwytom nie było końca! Te widoki, ta jakość asfaltu pod kołami! Ten zapach lasu, drzew, krzewów i otaczającej mnie przyrody! Ta zmienność krajobrazu, to zróżnicowanie trasy! Tak żałowałem, że nie mogę pojechać tej pętli jeszcze 11 razy ; (
Powrót trochę żwawszy, ale wciąż jakoś tak bleee. Parę wyścigów z samochodami i tramwajami i tyle. W Zabrzu pod Palanta na krótkie spotkanie z inną Anią i do domu.