Sudety Challenge - dzień 1

Poniedziałek, 16 sierpnia 2010 · Komentarze(1)
Kategoria Wyjazdy
Jelenia Góra -> Karpacz -> Granica
30km, 1830 metrów w górę

(Pierwszego dnia padł licznik więc dystanse z mapy, co w sumie i tak planowałem zrobić. Podjazdy również z map, plus sprawdzanie z bikemapą)

Z Zabrza pociągiem do Jeleniej jechałem ponad 7 godzin, mimo licznych przesiadek PKP stanęło na wysokości zadania i z powodzeniem zawiozło mnie i moją krówkę fullówkę w tereny bardziej rozpieprzone pod względem regularności izolinii :). Co do minuty! Na początku kible, z Wrocławia dane mi było przewieźć Meridę w wagonie typu "bonanza" :) myślałem że to bardzo zła opcja, ale na samym końcu wagonu mała klitka idealnie wdała się w romans z Meridką. Budząc powszechne zainteresowanie podróż siłami elektryczności zakończyłem na peronie w Jeleniej, gdzie nadszedł czas aby dobić amortyzatory bo na kierownicy namiot a na plecach reszta dobytku. Myślałem czy jechać do Świeradowa jak planowałem, próba wbicia się w PKS-a z rowerem nieudana, więc postanowiono że na Singltrek pojadę kiedyś bez takiego bagażu :). Zresztą potem musiałbym się użerać z Karkonoskim Parkiem Narodowym, a tego chcieliśmy uniknąć.

Wyjazd z dworca i szukanie kompresora, potem wjazd w park i przejazd żółtym szlakiem. Centrum miasta a taki fajny terenek! Świetne miasto. Dalej krążenie i błądzenie po "przedmieściach" tegóż miasteczka, szukając oznaczeń żółtego szlaku. Długi tego dnia dane mi było nim jechać, cały czas na południe. Pojawiały się pierwsze górki (dosłownie), zaczął się teren. Pierwszy szczyt 483 metry ale z góry baaaardzo ładny widok! Niestety zjechać się nie dało bo w tą stronę ktoś postanowił ludziom ułatwić życie mnóstwem schodków... Przekonałem się jak ciężki jest rower z pełną torbą podsiodłową, laćkami i namiotem na kierownicy :P i jeszcze nie można za bardzo nieść na plecach bo plecak blokuje.

Dalej żółtym i dojeżdżam do ruin zamku, na których jak sobie przypominam już kiedyś byłem :P tylko że byłęm bardzo mały :]. Zjazd dość dobrze zapamiętanym szlakiem, potem wspinaczka na źródło przy Kapliczce św. Anny, gdzie trzeba nabrać wody do ryja i przebiec wokół kapliczki siedem razy, aby spełnić życzenie miłosne. Jako że jako młody zjeb już tak biegałem i chyba się nie spełniło (bo nie pamiętam :P), to darowałem sobie, zwłaszcza w SPD :P. A o rowerach nic nie napisano ;). Nadszedł czas na zjazd i rozstanie się z żółtkiem, ku krwistej czerwieni. Wpadam do Karpacza kojącym kolorem zielonym, przez uliczkę obok byłej już stacji PKP, obecnie w rozbiórce. Plan był taki aby ten dzień szybko zakończyć i odpocząć, ale pole namiotowe bardzo mi się nie podobało, a właściciela nie było. Bardziej u góry miasteczka pamiętałem dwa fajne pola namiotowe więc pojechałem sprawdzić, choć na mapie ich nie było. I mapa tym razem miała rację :P. Widać moda na jazdę z namiotem przemija dość ostro, na miejscu tworzą kolejne ekskluzywne ośrodki SPA czy noSPA. Postanowiłem że tego dnia jednak bez komfortu i pojadę kawałek w góry. Kawałek bardzo się wydłużył i zrobiłem dużo więcej niż zakładałem, zmęczony pod koniec już niesamowicie. Po drodze trzy przeprawy przez strumyki, z zatopieniem roweru włącznie, na szczęście szybko wyszarpnięty z lodowatej wody namiot nie zdążył się zbyt zmoczyć. Po drodze lało, a ja szukałem miejsca na stromym podejściu. Zrezygnowany, z zapadającym zmrokiem postanowiłem że już trudno - i rozłożyłem namiot na lekkiej stromiźnie. Wiem że tego się nie robi bo się potem żałuje, ale cóż :P. Deszcz się uspokoił, ale Merida na wszelki wypadek schowana pod szybko zbudowanym szałasikiem z drzewek ;). Ja w namiocie zabrałem się za przygotowywanie szamania, które prefabrykowano w domu. Opatentowany przeze mnie makaron z piersią z kurczaczka, groszkiem i sosikiem pieczarkowym. Miód w mojej pełnej błota i zmarzniętej gębie. Mimo iż nie lubię miodu, porównanie pozostaje adekwatne, I guess =P. Do jedzonka Rogaczek, po dłuższej przerwie :). Tak więc pierwsze miejsce noclegowe to okolice opuszczonej osady Budniki, gdzie w I połowie XIX wieku biegła droga przemytnicza ;). "Tabaczana Ścieżka". Zresztą pozostałości ów osady miałem wokół siebie w ilościach dość znacznych, ciekawie całkiem - jak w jakichś azteckich ruinach ;)

Pierwszy widocek i pierwszy telefon ;). Górecka Witosza


"zjazd" z górecki :P


Ktoś postanowił szlakiem prowadzić bydło a pole sobie otoczyć sobie ogrodzeniem pod napięciem.. <3. Myślałem że mniejsze napięcie płynie w takich ogrodzeniach :P a po 4-5 razie miałem dość :P


Ruiny zamku HHHenryka


Jedna z przepraw za Karpaczem, wokół ulewa a ja się musiałem zmoczyć od dołu :P


Domek :)


Obiadek i Żuberek

Komentarze (1)

napić się i biegać 7 razy wokół kapliczki ? :O
zawsze wiedziałem, że chrześcijaństwo to sekta ;p
gdzie jest fotka szałasiku z drzewek :( ;(
ładnie ładnie, ten mechasty dywanik pod namiotem i strumyczek
przeraża i poraża wychodek obok ogrodzenia jak z tego wielkiego
dzieła filmowego descent 2 :p

PS you're right! honey is good :>


mehow 08:55 poniedziałek, 30 sierpnia 2010
Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa atorz

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]