Góra św. Anny
Niedziela, 4 lipca 2010
· Komentarze(4)
Kategoria Wyjazdy
Po bardzo krótkim śnie obudziłem się przed 5 rano i obserwując wznoszące się słońce, przygotowywałem wałówę =P. Wyjazd na trasę pod Teatr Muzyczny w Gliwicach, połowa czasu przejazdu to światła w Gliwicach... :P. Na miejscu czekanie na spóźnialskich, w sumie zebrało się 8 osób, dwie odpadły.
Wolnym tempem i całą szerokością pasa ruszyli w stronę Sośnicowic. Kilka pagórków, potem zaczęły się lasy. Ku naszemu zdziwieniu było nam zimno =P. I tak przez jeszcze dłuższy czas, w końcu wyjeżdżaliśmy chwilę po 6 rano. Po 30km pierwszy postój bo pęcherze zaczynały niektórym strajkować, do kompletu pierwsze posilenie żołądka i raporty SMS-owe.
Później tempo zaczęło trochę rosnąć, oscylowaliśmy w okolicy 28km/h więc jechało mi się już trochę lepiej. W Januszkowicach zjazd w kierunku śluzy na Odrze, oglądanie całości i nowej elektrowni wodnej. Fotki i już kierunek Zdzieszowice, tam napadliśmy Biedronkę. Zakupy, szamanie na miejscu i dopiero skierowaliśmy się na Ankę. Już bez zatrzymań na szczyt.
Spoooro razy wjeżdżałem na tą "górę", ale zawsze terenem. Pierwszy raz było mi dane podjechać szosą iii... do dupy =P. Bardzo krótki podjazd, małe przewyższenie. Ja tu się przygotowuje a zanim się człowiek rozkręcił to już mijał korek samochodów na szczycie... 12 minut niecałe. Na szczycie melduję się jako pierwszy i przez to wszyscy mają fotki po podjeździe, poza mną :P
Podmęczeni odpoczeli chwilę i obraliśmy kierunek sklep w celu nabycia napojów energetycznych =P. Zjazd kamerdolcową ścieżką na Amfiteatr, szosa nie była tu już taka fiku-miku :P. Ale jakoś poszło i niebawem zameldowaliśmy się na trawce. Rozmowy, kawały, Rogacze. Na dole dziwny występ, którego do teraz nie rozumiemy :P. Odpoczywaliśmy prawie 4 godziny, trochę przez to że Tori i Serafin zniknęli w Domu Pielgrzyma czy czymś w ten deseń :P. Rollout i zjazd, kierunek na inną drogę, co by nie wracać tak samo. Zjazd także rozczarowujący, dobrze że nie podjeżdżaliśmy tą drugą trasą bo tam już w ogóle płasko. Ledwo 56km/h dało się wykręcić. Ble
Po różnych zadupiach, oglądając zakamarki poniemieckich miejscowości, oglądając dziewiczą glebę Chemika w SPD :P, omijając dziureksy w nawierzchni, co by szosa się nie rozsypała :P. Jazda aż nad Pławniowice gdzie padła decyzja o stanięciu na trochę. Usiedliśmy, Daro poczekał sobie z 40minut na frytki, niektórzy wypili piwko, reszta oglądała nasze polskie Kobiety w negliżu =P. Zebraliśmy się po godzince jednak na kilka zaledwie metrów bo w naszym gronie trafiła się pierwsza (i na szczęście jedyna) pana. Wymiana dętki i w drogę. Tu zaczęliśmy się już sypać bo niektórzy podmęczeni. W Gliwicach tempo zwiększone i na Kraka wpadamy niedługo po wyruszeniu z Pławków. Miało być ognisko ale zmęczeni uczestnicy rozjechali się do domów ;). Ja także, z ekipą bytomsko-zabrzańską. W Zabrzu podjazd do komisji zagłosować przeciwko Jarusiowi, potem na PKP i stamtąd już w towarzystwie na łączkę w parku. Potem dom.
Senny bardzo, za krótko spałem. Głód zaspokojony. Kolano nie bolało, podjazd wyszedł całkiem ok, choć uda jakieś zmęczone już na samym początku i trochę za wolno jednak wyszedł. Kilometrów niewiele, jakoś spodziewałem się wyższego rezultatu, ale po powrocie do Zabrza i tak nie miałem pomysłu gdzie dokręcać, zresztą po całym dniu w towarzystwie potem dziwnie tak samemu jeździć :P. Więc kierunek dom z kilometrażem takim jaki wyszł był wziął. Dzień na plus :). Miło było zrobić część traski, która w listopadzie tamtego roku ukazała mój problem z kolanem, heh...
Mapka:
Foteki:
Na Wójtowej, przed wyjazdem
Zbliżając się do Januszkowic, humory dopisywały bo było płasko =P
Elektrownia :)
Gruppen
Bo Rogacz musi być!
Grupówa na Amfi
Relax
Liftup :P
I grupowe. Chmurki wyglądają zacnie bo na szczycie nawet kropiło
I Plac Krakowski, odniosłem wrażenie że ekipa wymęczona :P
Wolnym tempem i całą szerokością pasa ruszyli w stronę Sośnicowic. Kilka pagórków, potem zaczęły się lasy. Ku naszemu zdziwieniu było nam zimno =P. I tak przez jeszcze dłuższy czas, w końcu wyjeżdżaliśmy chwilę po 6 rano. Po 30km pierwszy postój bo pęcherze zaczynały niektórym strajkować, do kompletu pierwsze posilenie żołądka i raporty SMS-owe.
Później tempo zaczęło trochę rosnąć, oscylowaliśmy w okolicy 28km/h więc jechało mi się już trochę lepiej. W Januszkowicach zjazd w kierunku śluzy na Odrze, oglądanie całości i nowej elektrowni wodnej. Fotki i już kierunek Zdzieszowice, tam napadliśmy Biedronkę. Zakupy, szamanie na miejscu i dopiero skierowaliśmy się na Ankę. Już bez zatrzymań na szczyt.
Spoooro razy wjeżdżałem na tą "górę", ale zawsze terenem. Pierwszy raz było mi dane podjechać szosą iii... do dupy =P. Bardzo krótki podjazd, małe przewyższenie. Ja tu się przygotowuje a zanim się człowiek rozkręcił to już mijał korek samochodów na szczycie... 12 minut niecałe. Na szczycie melduję się jako pierwszy i przez to wszyscy mają fotki po podjeździe, poza mną :P
Podmęczeni odpoczeli chwilę i obraliśmy kierunek sklep w celu nabycia napojów energetycznych =P. Zjazd kamerdolcową ścieżką na Amfiteatr, szosa nie była tu już taka fiku-miku :P. Ale jakoś poszło i niebawem zameldowaliśmy się na trawce. Rozmowy, kawały, Rogacze. Na dole dziwny występ, którego do teraz nie rozumiemy :P. Odpoczywaliśmy prawie 4 godziny, trochę przez to że Tori i Serafin zniknęli w Domu Pielgrzyma czy czymś w ten deseń :P. Rollout i zjazd, kierunek na inną drogę, co by nie wracać tak samo. Zjazd także rozczarowujący, dobrze że nie podjeżdżaliśmy tą drugą trasą bo tam już w ogóle płasko. Ledwo 56km/h dało się wykręcić. Ble
Po różnych zadupiach, oglądając zakamarki poniemieckich miejscowości, oglądając dziewiczą glebę Chemika w SPD :P, omijając dziureksy w nawierzchni, co by szosa się nie rozsypała :P. Jazda aż nad Pławniowice gdzie padła decyzja o stanięciu na trochę. Usiedliśmy, Daro poczekał sobie z 40minut na frytki, niektórzy wypili piwko, reszta oglądała nasze polskie Kobiety w negliżu =P. Zebraliśmy się po godzince jednak na kilka zaledwie metrów bo w naszym gronie trafiła się pierwsza (i na szczęście jedyna) pana. Wymiana dętki i w drogę. Tu zaczęliśmy się już sypać bo niektórzy podmęczeni. W Gliwicach tempo zwiększone i na Kraka wpadamy niedługo po wyruszeniu z Pławków. Miało być ognisko ale zmęczeni uczestnicy rozjechali się do domów ;). Ja także, z ekipą bytomsko-zabrzańską. W Zabrzu podjazd do komisji zagłosować przeciwko Jarusiowi, potem na PKP i stamtąd już w towarzystwie na łączkę w parku. Potem dom.
Senny bardzo, za krótko spałem. Głód zaspokojony. Kolano nie bolało, podjazd wyszedł całkiem ok, choć uda jakieś zmęczone już na samym początku i trochę za wolno jednak wyszedł. Kilometrów niewiele, jakoś spodziewałem się wyższego rezultatu, ale po powrocie do Zabrza i tak nie miałem pomysłu gdzie dokręcać, zresztą po całym dniu w towarzystwie potem dziwnie tak samemu jeździć :P. Więc kierunek dom z kilometrażem takim jaki wyszł był wziął. Dzień na plus :). Miło było zrobić część traski, która w listopadzie tamtego roku ukazała mój problem z kolanem, heh...
Mapka:
Foteki:
Na Wójtowej, przed wyjazdem
Zbliżając się do Januszkowic, humory dopisywały bo było płasko =P
Elektrownia :)
Gruppen
Bo Rogacz musi być!
Grupówa na Amfi
Relax
Liftup :P
I grupowe. Chmurki wyglądają zacnie bo na szczycie nawet kropiło
I Plac Krakowski, odniosłem wrażenie że ekipa wymęczona :P