Chudów

Niedziela, 9 maja 2010 · Komentarze(1)
Kategoria Żubrzyk, Wyjazdy
Padła na forum propozycja wyjazdu na jakiś pokaz najstarszego roweru świata w Chudowie. Na ognisku uzgodniliśmy, że ekipka zbiera się całkiem rozsądna. I tak też się stało.
Względnie rano wstaliśmy, niektórzy z cięższą głową, niektórzy zdrowsi :P. Ja musiałem najpierw dojechać do Gliwic na Kraka, bo tam się ustawiliśmy. Oczywiście wyszedłem za późno i musiałem gonić. I oczywiście Murphy nie śpi - po drodze złapałem laćka :P. Ale tak to jest jak się wozi z tyłu cały czas tego zjechanego na slicka Explorera ;). Spóźniony wpadłem zatem do Gliwic z rekordową na fulla średnią 27,2 =P.

Wyjazd. Szybko, średnio, wolno. Jak to w grupce. Prowadzony na lotnisko, polami, na Bojków (?) i inne nieznane mi tereny =P. Znów bałem się o swoją nerkę. Zwłaszcza, że podejrzana Ania była w pobliżu... A te pazury to różną krzywdę mogą zrobić ;>. Swoją drogą zastanawiający tego dnia był ślad po wbiciu paznokcia w moją dłoń :P. Żadna się nie przyznała.

Za Bojkowem (?) ejpok narzucił lepsze tempo i wyrwała się czteroosobowa ucieczka :). O dziwo daliśmy z fullem radę ;). W Chudowie czekanie na ogon i wjazd na teren zamkowy. Okazało się, że zawitał Paweł i reszta załogi rowerowego z Wolności :). Przybita piątka i szukaliśmy miejsca żeby odpocząć. Odpoczęliśmy 15 sekund i pojechaliśmy zobaczyć co, gdzie i jak. I co się okazuje? Jest także drugi sklep rowerowy z Zabrza :P. Znany dalej jako "najgorszy sklep rowerowy w Zabrzu" a.k.a. "omijaj z daleka" a.k.a. "Kopacki". Zjawili się z wystawą i mega promocją 10%, co przy Ich cenach nadal stanowi cenę o 40% za wysoką. Na zamek chcieliśmy się bryknąć i zobaczyć najstarszy rower świata, ale ten okazał się płatny 5zł =P. Darowaliśmy sobie zatem cel naszej wyprawy :D. Wystarczył nam jakiś drewniany coś, który pewien ktoś nawet wprawił w ruch ;O.

Potem klapnęliśmy. Niektórzy chcieli kupować piwo, aaaale... padł pomysł ogniska =P. Nie chwaląc się, mój pomysł bo z premedytacją wziąłem z domu wszystkie potrzebne doń rzeczy ;). Posiedzieliśmy, pooglądaliśmy trial, labirynty itd. Potem kierunek - sklep, na szczęście okolice kojarzyłem i jadłodalnię ową wskazałem :). Wykupiliśmy cały zapas kiełbasek i napoje wyskokowe, kobieta chyba miała utarg życia =P. Wskazałem lasek i udaliśmy się tam celem rozpalania i konsumpcji. Daro wybrał łączkę przy strumyczku :P. Ale jak się okazało był też gratis (znów dzięki Murphy!) - komary :P. Które jak wiadomo uwielbiają mnie bardziej niż szosowcy uwielbiają karbon. Zaczęliśmy gromadzić niezbędne patyki i inne materiały łatwopalne. W międzyczasie zachęcany od dawna do olania wyścigu F1 Marcin, stawił się na Chudowie, pojechałem więc po naszą zagubioną owieczkę. Po drodze minąłem zadowolonego z mojej aktywności fizycznej nauczyciela WF-u z LO =P, odebrałem Razorka i skierowałem Go do sklepu po prowiant. Utarg życia zatem pobity =P. Wracając oczywiście się zagadaliśmy i zdołałem pomylić trasę ;). Ale po chwili trafiliśmy na polankę, gdzie czekało na nas na szczęście już...??!?! nie rozpalone ognisko... =P. Brudni od błotka wzięliśmy się za szybkie rozpalenie.

Następnie nastąpiły kiełbaski, browarki, rozmówki. Przyjechał też ejpok i Gary. Po długim posiedzeniu czas był na zbieranie się do domów. "Zabrze" zostało aby gasić płomienie, w końcu i tak praktycznie od razu byśmy się rozstali z ekipą gliwicką. Ogień jak zwykle zabezpieczony, profesjonalnie dogaszony. Zmiana szkieł, montaż oświetlenia i w drogę!

Tempo nawet ok, znów genialne zmiany z Marcinem, choć jako full generalnie raczej się nie bawię w tworzenie tunelu, bo ciężko się jeździ i bez tego =P. Kilka podjazdó na Paniówkach dało w kość, miałem dość. Nie ma to jak dobry rym. Potem na Kończycach na nastepnym podjeździe strzeliło kolano :/. Na szczęście w okolicach takich..normalnych, gdzie czasem po prostu coś strzeli. Żadnego związku z moim urazem, uff. Po chwili rozgrzewania pedałowaniem z dużą kadencją było OK. Jeszcze do bracików zobaczyć czym to się tak rajcują - CRYSIS :P. Choć my z Marcinem usypialiśmy, trzeba było Panów podlać Żubrem :P.
Później spokojnie (chociaż tempem szybkim :P) dojechałem do domu zaliczywszy wspaniały dzień, za co podziękowania dla ekipy :).

Fotki na Picasie

Przerwa na serwis, zebranie grupki. Po prawej nasze ulubione zielone nóżki


A reszta jeszcze ciśnie


Rowerowo


Lewiatan i jego kiełbaski Twoimi przyjaciółmi!


Przyjazd znajdywaczaMarcina


Nie ma to jak trochę błota <3


Czaduuu


Dymu?


SŁOŃCA! Po wczorajszym ognisku mieliśmy naprawdę nań ochotę :). Fuck You, Murphy!


Fotka kończąca :P

Komentarze (1)

" po chwili trafiliśmy na polankę, gdzie czekało na nas na szczęście już...??!?! nie rozpalone ognisko... " pieknosc i prawdziwosc ;>

razor84 23:55 piątek, 21 maja 2010
Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa pokoj

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]