Beskidzkie bacówkowanie - dzień 2
Czwartek, 11 listopada 2010
· Komentarze(5)
Kategoria Wyjazdy
Dzień drugi zaczął się jakoś mozolnie. Ciężko było się wygrzebać rano, brakowało snu. W nocy też się jakoś specjalnie dobrze nie wyspałem, jak zwykle brakowało poduszki, a coś nic nie kombinowałem. Zresztą walczyłem trochę z wiatrem, który co pewien czas rozdmuchiwał ognisko palone obok głowy i powodował me zmartwienie, czy mi się ten śpiwór czasem nie zapali :P. Zresztą w nocy zgasiłem ognisko bo dymiło niemiłosiernie, dmuchając mi wszystkim do śpiwora, przez co się tam dusiłem :P. Tak to jest jak wiatr kierunek zmieni.
Bez jedzenia spakowałem się i wyruszyłem, śniadanie zaplanowałem na Hali Miziowej, która nie była znów tak daleko. Znów więc z samego rana podjazd. Nowe siły i dużo mniej było prowadzenia, dopóki nie zacząłem się ślizgać jak masło na lodzie. Odwiedziny na Hali Górowej w bazie SKPB, jeszcze tam nie byłem więc sobie chciałem zobaczyć jak to się ma do Głuchaczek. A ma się zajebiście :P. I dalej napieranie na Miziową, gdzie czekały na mnie chmury. Widoków zero, a byłem tu zaledwie dwa tygodnie wcześniej ;). No nic, uradowany że śniegu już nie ma pojechałem do schroniska żeby skorzystać z samoobsługowej kuchni. Milka była Meridową ochroną :P. Po pałaszowaniu i studiowaniu mapy znów wyszło, że trzeba się ruszać żwawo, więc czym prędzej obrałem czerwony, którym te kilkanaście dni temu przedzierałem się po kolana czasem w śniegu. Śladów niedźwiedzia już jednak nie było ;). Początkowo fajny zjazd, potem trochę z buta a później już "cykle mieszane", tak jak je zapamiętałem. No i te masakryczne ilości "błota pośniegowego" :P. Bajora nieziemskie, sporo było omijania rozlewisk. Ale z czasami byłem mocno do przodu, także stromy podjazd pod schronisko na Hali Rysiance pokonany żwawo, z kibicami w tle :P. W ogóle ludzi w okolicach schroniska ilości masakryczne... Przypomniałem sobie, że to przecież święto. A gdy byłem ostatnio - byłem jedynym gościem, miałem okazję na długą i spokojną rozmowę z właścicielem. Dziś tylko szybko wydał wrzątek, ucieszył się i pogratulował, że wreszcie po tylu latach widzę to schronisko i Halę bez śniegu, po czym zniknał na zapleczu :P. Ja posiliłem się trochę, ale nie siedziałem dłużej bo ilość ludzi i skala ich zżycia z górami nie powodowała u mnie żadnych pozytywnych uczuć. Za oknem wciąż lekka mżawka. Nie było już jednak śniegu - ten padał podczas moich podróży po szlaku czerwonym. Wolę śnieg niż deszcz :)
Odcinek do Redykalnego Wierchu jest bardzo fajny rowerowo. Czasem tylko musiałem zwalniać bo turystów trochę było, jednak zwyczajowo sami schodzili z drogi, na której mają pierwszeństwo. Dzięki Im za to. Zresztą za każdym choćby najmniejszym razem takowe dzięki w stronę niespedalonych turystów leciało :). Jako że jechałem bez muzyki to miałem kolejną okazję wsłuchiwać się w komentarze :P. "jezu brzmiał jak stado bydła", "temu to dobrze", "o kurwa - na rowerze?!", "iiii w to błoto, pojebany jakiś", "a temu nie zimno w tych krótkich gatkach" i tym podobne, niestety nie spamiętam już :P.
Dalej czarnym, wciąż znane doskonale rejony, jednak te szlaki na rowerze nigdy nie były pokonywane, zawsze pieszo. Zresztą to na tym żółtym spotkałem kiedyś niedźwiadka :). Lubi widać te rejony, już dwa razy notowałem tam jego aktywność. A podobno bardziej w okolicach Babiej urzęduje.
Cóż - to co się działo na szlaku niebieskim to pozwolę sobie ominąć. Ileż było kurw, wtopień się nogami w błoto, pogardliwego spojrzenia i kurwowania na "drwali" i innych odpowiedzialnych za te wszystkie beskidzkie ścinki drewna... Błoto absolutne. Jedna wielka miazga, wszystkie rodzaje błotnej mazi - glina, kałuże z błota, ruchome błotne piaski i co tylko sobie człowiek wymyśli... Spowolniony strasznie, ale wiedziałem już, że z czasem będę do przodu. Jeszcze poszukiwania (niestety bez rezultatów) bacówki, która tam kiedyś istniała a teraz jej los jest nieznany. Do Rajczy wpadłem z impetem, chlapiąc na bogu ducha winną nastolatkę w białych kozaczkach, czekającą na chłopaka :P. Tak to jest jak się stoi w podejrzanym miejscu zaraz za zakrętem. Z wielkim rogalem wyraziłem jak tylko mogłem najszczersze wyrazy współczucia gdy musiała ze swych śnieżnobiałych, zapewne smarowanych kremem Nivea, kozaczków ścierać błoto w kolorze dwudniowej sraczki :P.
Wtoczyłem krówkę fullówkę na asfalt i wsłuchując się w płacz mojego roweru udałem się do centrum na zakupy Rogaczy a nastepnie do schroniska PTSM, które ludzie bardzo zachwalali. Byłem w okolicy i postanowiłem sprawdzić, rezygnując z drugiego noclegu pod chmurką. Choć gwiazdy ponownie miały mnie tej nocy czekać niesamowite :). Ale gdzie tak w cywilizacji... Schornisko w Rajczy - Nickulinie polecam z całego serca. 18zł za nocleg, ciepła woda do dyspozycji cały czas, niesamowicie dobrze wyposażona kuchnia samoobsługowa i przemili właściciele. Tylko żeby nie trafić na żadną wycieczkę gimnazjalistów :P.
Byłem wcześnie, przy zapadającym zmroku i przy Żubrze wziąłem się za serwis roweru. Wcześniej myłem go porządnie w rzeczce (Soła), i na szczęście wypłukałem większość tego syfu. W całkiem niezłym stanie została więc krówka wstawiona zaraz obok mego pokoju, gdzie na korytarzu śliczne dwa długie kły Revelationa uśmiechały się do mnie przed pójściem spać.
Jeszcze Rogaczek w pokoju, szukanie stacji radiowych bo usychałem z braku muzyki, planowanie dnia trzeciego i już zasypiałem w łóżku, z poduszką <3
Hala Miziowa, podobno :P
Milka Meridka :P
Deja vu :P
Jeziorka błotne
Jeziorka robiące za parking rowerowy :)
Zjazdddd
A że mi się kapcie w parking nie zmieściły, to zbojkotowałem te zasrane wyrwikółka.
Pięknie tu wygląda =P
Suszarnia, mrrr!
Bez jedzenia spakowałem się i wyruszyłem, śniadanie zaplanowałem na Hali Miziowej, która nie była znów tak daleko. Znów więc z samego rana podjazd. Nowe siły i dużo mniej było prowadzenia, dopóki nie zacząłem się ślizgać jak masło na lodzie. Odwiedziny na Hali Górowej w bazie SKPB, jeszcze tam nie byłem więc sobie chciałem zobaczyć jak to się ma do Głuchaczek. A ma się zajebiście :P. I dalej napieranie na Miziową, gdzie czekały na mnie chmury. Widoków zero, a byłem tu zaledwie dwa tygodnie wcześniej ;). No nic, uradowany że śniegu już nie ma pojechałem do schroniska żeby skorzystać z samoobsługowej kuchni. Milka była Meridową ochroną :P. Po pałaszowaniu i studiowaniu mapy znów wyszło, że trzeba się ruszać żwawo, więc czym prędzej obrałem czerwony, którym te kilkanaście dni temu przedzierałem się po kolana czasem w śniegu. Śladów niedźwiedzia już jednak nie było ;). Początkowo fajny zjazd, potem trochę z buta a później już "cykle mieszane", tak jak je zapamiętałem. No i te masakryczne ilości "błota pośniegowego" :P. Bajora nieziemskie, sporo było omijania rozlewisk. Ale z czasami byłem mocno do przodu, także stromy podjazd pod schronisko na Hali Rysiance pokonany żwawo, z kibicami w tle :P. W ogóle ludzi w okolicach schroniska ilości masakryczne... Przypomniałem sobie, że to przecież święto. A gdy byłem ostatnio - byłem jedynym gościem, miałem okazję na długą i spokojną rozmowę z właścicielem. Dziś tylko szybko wydał wrzątek, ucieszył się i pogratulował, że wreszcie po tylu latach widzę to schronisko i Halę bez śniegu, po czym zniknał na zapleczu :P. Ja posiliłem się trochę, ale nie siedziałem dłużej bo ilość ludzi i skala ich zżycia z górami nie powodowała u mnie żadnych pozytywnych uczuć. Za oknem wciąż lekka mżawka. Nie było już jednak śniegu - ten padał podczas moich podróży po szlaku czerwonym. Wolę śnieg niż deszcz :)
Odcinek do Redykalnego Wierchu jest bardzo fajny rowerowo. Czasem tylko musiałem zwalniać bo turystów trochę było, jednak zwyczajowo sami schodzili z drogi, na której mają pierwszeństwo. Dzięki Im za to. Zresztą za każdym choćby najmniejszym razem takowe dzięki w stronę niespedalonych turystów leciało :). Jako że jechałem bez muzyki to miałem kolejną okazję wsłuchiwać się w komentarze :P. "jezu brzmiał jak stado bydła", "temu to dobrze", "o kurwa - na rowerze?!", "iiii w to błoto, pojebany jakiś", "a temu nie zimno w tych krótkich gatkach" i tym podobne, niestety nie spamiętam już :P.
Dalej czarnym, wciąż znane doskonale rejony, jednak te szlaki na rowerze nigdy nie były pokonywane, zawsze pieszo. Zresztą to na tym żółtym spotkałem kiedyś niedźwiadka :). Lubi widać te rejony, już dwa razy notowałem tam jego aktywność. A podobno bardziej w okolicach Babiej urzęduje.
Cóż - to co się działo na szlaku niebieskim to pozwolę sobie ominąć. Ileż było kurw, wtopień się nogami w błoto, pogardliwego spojrzenia i kurwowania na "drwali" i innych odpowiedzialnych za te wszystkie beskidzkie ścinki drewna... Błoto absolutne. Jedna wielka miazga, wszystkie rodzaje błotnej mazi - glina, kałuże z błota, ruchome błotne piaski i co tylko sobie człowiek wymyśli... Spowolniony strasznie, ale wiedziałem już, że z czasem będę do przodu. Jeszcze poszukiwania (niestety bez rezultatów) bacówki, która tam kiedyś istniała a teraz jej los jest nieznany. Do Rajczy wpadłem z impetem, chlapiąc na bogu ducha winną nastolatkę w białych kozaczkach, czekającą na chłopaka :P. Tak to jest jak się stoi w podejrzanym miejscu zaraz za zakrętem. Z wielkim rogalem wyraziłem jak tylko mogłem najszczersze wyrazy współczucia gdy musiała ze swych śnieżnobiałych, zapewne smarowanych kremem Nivea, kozaczków ścierać błoto w kolorze dwudniowej sraczki :P.
Wtoczyłem krówkę fullówkę na asfalt i wsłuchując się w płacz mojego roweru udałem się do centrum na zakupy Rogaczy a nastepnie do schroniska PTSM, które ludzie bardzo zachwalali. Byłem w okolicy i postanowiłem sprawdzić, rezygnując z drugiego noclegu pod chmurką. Choć gwiazdy ponownie miały mnie tej nocy czekać niesamowite :). Ale gdzie tak w cywilizacji... Schornisko w Rajczy - Nickulinie polecam z całego serca. 18zł za nocleg, ciepła woda do dyspozycji cały czas, niesamowicie dobrze wyposażona kuchnia samoobsługowa i przemili właściciele. Tylko żeby nie trafić na żadną wycieczkę gimnazjalistów :P.
Byłem wcześnie, przy zapadającym zmroku i przy Żubrze wziąłem się za serwis roweru. Wcześniej myłem go porządnie w rzeczce (Soła), i na szczęście wypłukałem większość tego syfu. W całkiem niezłym stanie została więc krówka wstawiona zaraz obok mego pokoju, gdzie na korytarzu śliczne dwa długie kły Revelationa uśmiechały się do mnie przed pójściem spać.
Jeszcze Rogaczek w pokoju, szukanie stacji radiowych bo usychałem z braku muzyki, planowanie dnia trzeciego i już zasypiałem w łóżku, z poduszką <3
Hala Miziowa, podobno :P
Milka Meridka :P
Deja vu :P
Jeziorka błotne
Jeziorka robiące za parking rowerowy :)
Zjazdddd
A że mi się kapcie w parking nie zmieściły, to zbojkotowałem te zasrane wyrwikółka.
Pięknie tu wygląda =P
Suszarnia, mrrr!