Masa Krytyczna Katowice - Lipiec
Piątek, 30 lipca 2010
· Komentarze(3)
Kategoria Masa Krytyczna, Przejażdżki
Po całonocnej imprezie sklep, jedzenie itd, przebudziłem się niedługo przed planowanym wyjazdem na Masę :P. Jeszcze jedzenie i suszenie absolutnie mokrych ubrań, które zostały w nocy na balkonie, a deszcz sił nie żałował. W końcu i tak wyjechałem w mokrych. Do tego w cholerę spóżniony bo niczego nie potrafiłem znaleźć.
Byłem ciekaw jak po tych imprezowych dniach zachowa się moje ciało na rowerze =P. W sumie spodziewałem się że dostanę sam od siebie plaskacza w ryj, ale nie było tak źle :P. Tylko łydki na granicy skurczu od samego wyjścia z domu, dlatego dużo pedałowania na stojąco. Do Katowic w nawet niezłym czasie, z niezłą średnią (33), tylko mi zielonej fali brakowało na skrzyżowaniach :P. Spóźniłem się tylko ciut, ale i tak staliśmy jak zwykle dłużej, Artur opowiadał o kontrapasach itd ;). Po drodze sucho, tylko trochę wody spod koła.
Przejazd minął względnie szybko, spokojnie i w miarę monotonnie. Bardzo mało osób, 30, ale to żaden dla mnie szok :P. Trochę pokapało.
Po Masie bez afterka, powrót spokojniejszym tempem z Arturem i Mario przez Chorzów, oprowadzanie po okolicznych miejscach :P. W Świętochłowicach już sam, iPod do uszu i w długą. W Rudzie dokręcanie na maksa, zmęczyć mięśnie, co można uznać za stan spełniony :P
Dzień sponsorowało jedno z moich ulubionych Praw Murphyego. Otóż prędkość średnią bardzo szybko się obniża, ale już każda dziesiąta cząstka więcej to spinanie się jak na sraczu :P.
Oczywiście moim ulubionym Prawem Murphyego jest to, iż Prawo Murphyego zawsze się sprawdza, a jeśli się nie sprawdza znaczy to, że sprawdza się tym samym inne Prawo Murphyego. Cud miód i orzeszki :P
Byłem ciekaw jak po tych imprezowych dniach zachowa się moje ciało na rowerze =P. W sumie spodziewałem się że dostanę sam od siebie plaskacza w ryj, ale nie było tak źle :P. Tylko łydki na granicy skurczu od samego wyjścia z domu, dlatego dużo pedałowania na stojąco. Do Katowic w nawet niezłym czasie, z niezłą średnią (33), tylko mi zielonej fali brakowało na skrzyżowaniach :P. Spóźniłem się tylko ciut, ale i tak staliśmy jak zwykle dłużej, Artur opowiadał o kontrapasach itd ;). Po drodze sucho, tylko trochę wody spod koła.
Przejazd minął względnie szybko, spokojnie i w miarę monotonnie. Bardzo mało osób, 30, ale to żaden dla mnie szok :P. Trochę pokapało.
Po Masie bez afterka, powrót spokojniejszym tempem z Arturem i Mario przez Chorzów, oprowadzanie po okolicznych miejscach :P. W Świętochłowicach już sam, iPod do uszu i w długą. W Rudzie dokręcanie na maksa, zmęczyć mięśnie, co można uznać za stan spełniony :P
Dzień sponsorowało jedno z moich ulubionych Praw Murphyego. Otóż prędkość średnią bardzo szybko się obniża, ale już każda dziesiąta cząstka więcej to spinanie się jak na sraczu :P.
Oczywiście moim ulubionym Prawem Murphyego jest to, iż Prawo Murphyego zawsze się sprawdza, a jeśli się nie sprawdza znaczy to, że sprawdza się tym samym inne Prawo Murphyego. Cud miód i orzeszki :P