mały Beskid Mały

Niedziela, 6 czerwca 2010 · Komentarze(1)
Kategoria Wyjazdy, Żubrzyk
Powrót do domu i jakieś 3h na serwis roweru ZALANEGO wodą i błotem... No to dajemy :P. Noc owocowała w ciekawe odkrycia. Przede wszystkim piasty, którą udało się zreanimować nowymi częściami. No i hamulce, które całkowicie zużyłem jak się okazało. Zarówno klocki jak i tarcze, makabra. A gdzie ja w niedzielę kupie klocki??? No i stówa do tyłu ;/. Z pomocą miał przyjść Decathlon w Bielsku-Białej. Zapakowaliśmy więc rowery na dach i w drogę.

W Bielsku 3 minuty po otwarciu wchodzę do sklepu, jako pierwszy klient :P. Podchodzę, szukam - SĄ! ...sztuk jeden. Szybka konsultacja i decyzja - biorę, jedziemy. Dojechaliśmy gdzieś pod kościół i tam zaczęliśmy się przebierać, zaczęło się też montowanie klocków. Tłoki zepchnięte maksymalnie, hamulce jeszcze bardziej zapowietrzone. Trochę to więc trwało. Tylnego hamulca brak. I..przedniego jak się okazało w sumie też :/. Siły hamowania prawie zero, tarcza też zmasakrowana więc niewiele z tego hamulca było, ledwo na asfalcie potrafiłem wyhamować. Ale ruszyliśmy, zaopetrzni w piwko bo żar z nieba lał się niesamowity (szkoda że w piątek tak nie było, i wcześniej - to bym więcej pojeździł i zaoszczędził na hamulcach : <). I jak to w tamtych okolicach - od razu stromy i długi podjazd :P. Morale spadało, tempo także. Za to potu ilości znaczne ;). Full jednak znów dawał popisy. Wszyscy byli ciekawi co będzie gdy zaczną się zjazdy :D.

Po podejściach i wdrapywaniach się - ot i nastał szczyt, Magurka jakaśtam bodajże :P. Ludu mnóstwo więc usunęliśmy się w bok. Dłuuugi odpoczynek ^^. W ogóle dzień ten nie zapowiadał się zbyt rowerowo ;). Bardziej chillout :D. A to z racji wspaniałej pogody, braku hamulców i kontuzji. Wspólna decyzja o odpuszczeniu nieco :).

Zaczął się zjazd, początkowo fajny, szybki, otwarte przestrzenie - mogłem sobie pozwolić bo nie trzeba było wyhamowywać. A później? Padła decyzja o czerwonym szlaku, szlaku, którym niecały rok temu podjeżdżałem i PCHAŁEM naprawdę sporo, stroooomo. Gdyby nie hamulce - byłby to raj. A tak? Zjazd polegał na ratowaniu się co sekundę, hamowaniu cały czas przodem, walka z tym, żeby się nie wywrócić i nie zabić. Wywroty były, glebka soczysta jedna także. Często hamowałem wjeżdżając w drzewo czy krzaki, inaczej się nie dało. Tarcza została absolutnie zagotowana, spalona, zjarana, ZJEBANA. Zgon i tyle :/. W Treśnie zaczęliśmy szukać lodów i miejsca na ognisko. Jednak z racji dużej ilości ludzi i braku dobrych miejsc przez podwyższony poziom wody, skierowaliśmy się wyżej w góry - asfaltem, podjazd non-stop. Tempo wolne, bo kontuzja Ani nie pozwalała na szaleństwa. Więc powolutku i z wyrzutami sumienia jechaliśmy do góry. Potem jednak soczysty zjazd po zielonym (?), gdzie znów można było ciut poszaleć. Ach gdyby mieć hamulce... Do samochodu i na grilla. A potem było wspaniale :).

A wnioski? Nigdy w życiu nie jechać w góry bez sprawnych hamulców, co to w ogóle kwa miało być :/. Ja rozumiem determinacja, ale to była czysta głupota... Avidy do renowacji.

Meridy na daszku


Push it! www.zbuta.pl :P


Pierwsze widoczki =P


Żubr występuje na Magurce


BLIZNY :P


Nowa forma zdjęć "z pozycji gały" ;)

Komentarze (1)

mysle, ze karma wrocila i Avidy maja za swoje, za to co mi zrobily rok temu ;)
a tak serio, to szkoda, bo niepotrzebny wydatek, bedziesz mial nauczke na raz nastepny ;( :P ;)

PS przynajmniej nie jezdziles juz strumieniami po pas w wodzie :]

razor84 14:39 sobota, 12 czerwca 2010
Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa slnie

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]