Jura

Niedziela, 2 maja 2010 · Komentarze(1)
Kategoria Wyjazdy
Padł pomysł pierwszego wyjazdu rowerowego w tym sezonie, jako że chcieliśmy bardziej lajtowo to nie były to żadne duże góry, a Jura Krakowsko-Częstochowska.

Tak więc zwyczajowo (jak to ma miejsce w przypadku wyjazdów :P) po małej ilości snu (chociaż tym razem aż 2 godziny =P) stawiłem się na dworcu w Zabrzu, czekając na przyjazd kibla z Gliwic, gdzie miała być już reszta ekipy. Wspólnie skierowaliśmy się na stację Poraj. Chcieliśmy zajechać daleko, żeby z biegem czasu zbliżać się do Śląska. Trasy dokładnej nie było, mieliśmy ustalać na bieżąco bo szlaków tam dużo.

Po podróży pełnej dziwnych żartów, podtekstów, w asyście dwudziestu policjantów z prewencji, zawładnięciu przedziałem bagażowym i psuciu jedynej Kobiety w naszym towarzystwie, zawitaliśmy na miesjce :P. Była to godzina 8 rano. Zaraz po ruszeniu już się zgubiliśmy i wylądowaliśmy w lesie, szukając jakiegoś szlaku ;). Padał deszcz, ale dziękowaliśmy mu za to, bo gdyby nie on, bylibyśmy zlani potem.

Zjazdy i podjazdy kierujące nas na Olsztyn. Szybko przekonaliśmy się, jak wiele drzew połamała miniona zima - było dużo noszenia, przedzierania się, prowadzenia. Pod Olsztynem pierwszy podjazd terenem - na jakieś skałki, gdzie odbyły się sesje foto (głównie nk-owe fantazje Garego :P). Pierwszy piastek, pierwszy podjazd i już zaczęliśmy słyszeć przedziwne odgłosy naszych napędów. Wiele błota widziałem, po ośki się w nim taplałem, potem błoto zamarzało itd, ale takich odgłosów w tak szybkim czasie nie osiągnąłem nigdy. Aż człowiek bał się naciskać na podjazdach. Mokry piastek wkomponował się w łańcuch wręcz idealnie... A piasku było naprawdę SPORO! Chyba wzsystkie rodzaje :P.

Po sesji foto zjazd tą samą trasą, po mokrej trawce, kilku hopkach. Szybko ale bez wygłupów, slick z tyłu i nieznajomość terenu wzięła górę. Poza tym zapomniałem założyć okularów =P. Na nastepnych zjazdach już czułem się na szczęście bardziej pewien siebie :).

Zjechaliśmy i zaczęliśmy szukać następnych szlaków. Jak fajnie mieć kogoś, kto poza mną czyta mapę, ba - zadanie nakreślania naszej trasy spadło właśnie na Jej ręce w głownej mierze! :D Bosko. Albo dosko.
Tu zaczęły się pierwsze potężne przejścia przez gałęzie, drzewa, krzaki. Gary złapał kapcia, był więc kolejny postój w czasie którego mnie żarły komary a ja żarłem kwiatka, Ania próbowała wysłać SMS-a i filmowała moje debilne wyczyny =P. A Gregory bawił się kaskiem? :P

Ruszyli dalej. Kierunek Złoty Potok. Tam skierowliśmy się w lewo i zatrzymaliśmy się przy pierwszej knajpce z logiem jakiegokolwiek browaru. Na szczęście była to Kompania, więc w środku był też ŻUBR =). Nie chcieliśmy się pakować do środka więc kierunek - ogródek. Tam zamawianie Rogaczy i innych browarów, do tego pizze. A Gary zmieniał dętkę bo znów złapał kapcia :P.

Po dłuższym czasie, gdy nasze tyłki przyzwyczaiły się już do komfortowych metalowych krzeseł, ruszyliśmy ponownie w kierunku Złotego Potoku. Tam kawałek ścieżką i już lądujemy w terenie. Szybki skok nad jezioro wykąpać rowery z piasku. Trochę pomogło. Grając hamulcami różne melodie, udając radiowozy, ruszyliśmy na kolejne piesze szlaki, gdzie czekało nas sporo www.zbuta.pl... Prowadziliśmy sobie, potem zjeżdżaliśmy. Przyszła pora na uzupełnienie zapasów wody w źródełku, poza tym posłużyło nam także za prysznic ;>. Dalej ruszyliśmy asfaltem aby ominąć nudny kawałek. Później znów teren, znów drzewa, znów kilka niegroźnych gleb bo na miękkie. Przyszła też pora na znalezienie sklepu, musieliśmy bowiem zaopatrzyć się w kolejne Rogacze, gdyż suszyło nas wciąż i wciąż ;). W końcu wylądowaliśmy pod jakimś zamkiem i orzeźwiliśmy się trochę, Gary pospał a ja naprawiłem trochę słabo działający napęd. Ruszyliśmy dalej. Pobłądziliśmy trochę, pojeździliśmy po wydmach. W końcu padła niestety decyzja o zjechaniu z terenu i dojechaniu do Zawiercia asfaltem - czyli DK78, gdyż niektórym trasa dała się we znaki i w terenie byśmy nie zdążyli. Ale asfalt ten okazał się niemal nieustannym podjazdem, na złość niektórym ;). Tak więc powolnym tempem dotarliśmy wreszcie do Zawiercia, gdzie uzupełniliśmy zapasy i czekaliśmy na pociąg do domu.

W pociągu podsumowania, oglądanie zdjęć, trochę zgonów ;). I znó te porąbane żarty =P.
Wnioski? Nigdy nie robić roweru zaraz przed wyjazdem bez sprawdzenia w praktyce - ale to wiemy, tylko że olaliśmy =P. No i w sumie tyle. Napęd już zrobiony. Ale rower cały jako taki nie umyty do dziś, nie chce się no i sensu nie było - i tak mokro na dworze.

Dzięki Fantastycznej Czwórce, że chciało im się jechać :). A wszystkim leniom, którzy zostali w domu to trzy w cztery :P.
Fajne gleby, fajne testy, fajne rozmowy, fajni ludzie. Dobre piwo, dobra pogoda, piasek w każdej części i w każdym otworze ciała, widoki nawet ciekawe. A Jura? Tak jak się spodziewałem - bardzo interwałowa :)

Foty na Picasie. Film do zmontowania.

Prowizoryczna trasa i profil:


Nasze rumaki


Ania i mapa ;>


Mój spóźniony serwis


nax i Gregory, a także bohater drugiego planu Gary =P


nax i Ania i oczekiwanie czy Gary spadł czy zszedł sam :P


No ten zmielony na błoto piasek ;)


Gary i Jego kapcie


Grupówka z browarkami, o których marzyliśmy całą drogę :P


Meridka


Łańcuch w kolorze ramy =P

Komentarze (1)

jak się zrównamy poziomami, to pozwolę Wam ze mną pojechać :p
wtedy wiem, że nie tylko ja będe kręcił filmy i robił zdjęcia na uphill'ach :]
poczekajmy jeszcze chwilkę na black-orange meridkę,
sobie mogę napęd zajechać, bratu nie bardzo mam ochotę ;p
a co najważniejsze, chce mieć hamulce, a tam bym nie miał

fotki super, opis też ( choć film z kwiatkiem i tak najlepszy!!!) aż się chce
tam być, tym bardziej, że połknęło się bakcyla po leśnym wypadzie KatoDay

PS nowe czerwone śrubki + nowy kolor łańcuszka = cute ;)

mehow 11:12 czwartek, 6 maja 2010
Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa ajaje

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]