Miałem jechać terenem ale jakoś się nie chciało a czas bardzo się skurczył. Więc typową trasą do Kato, z krówką fullówką. Jak sobie nie pojesz to sobie nie pojedziesz, i tak oto wyścigi z betoniarkami i tramwajami poskutkowały ścianowcem przed Świonami :P. Żelek i dalej.
Jeszcze uroczysty przejazd przez zamkniętą ścieżkę przed SCC w oczekiwaniu na jakąś interwencję ze strony ochrony :P. Nie udało się więc kierunek Mariacka. Na miejscu zaaaa wcześnie, podjechałem więc pod scenę, gdzie czekał pozbawiony roweru Hose i Krzynio. Pojechałem pod stary dworzec i czekałem na resztę. Reszty mało, zresztą pod sceną też masakra. Generalnie trza było się pokazać i jechać do dom, ale postanowiono że nasz przejazd jednak się odbędzie. No więc małe kółko ślamazarnym tempem wokół Kato, świecenie neonkami i gadki :]
Powrót z Jackiem i Arturem przez Świony, Rudę. I wzium do kina. Ryj czorny, Merida uwalona, strój uwalony. Czyli sezon błota na ulicach wita :P. Ale cieplutko było
Czekaaanie, czekaaaanie
Arturo nas chwali =P
Komentarze (12)
widzę, że pogoda była w sam raz, by "dokręcić śrubkę" ;>
Tak strasznie to nie jest. ;) Po prostu chciałem w przypadku dostania się do teamu zacząć trening w lutym, a teraz to regeneracja połączona z ćwiczeniami na siłowni i wuefami. ;P W zimę nie ma bata żebym jeździł przy minusowej temperaturze i śniegu, a trenażer jakoś mnie nie przekonuje.
Ciekaw jestem, jak długo z tym moim końcem sezonu wytrzymam. ;) Nie no, postanowiłem sobie, że muszę do 10k dokręcić i mogę chować rower do piwnicy, plan spełniony dość szybko, więc zabieram się za regenerację. A z resztą zobaczymy jeszcze, ale słyszałem, że mrozy mają się zacząć już... ;)